W Szczecinie?! Wakacje?! Joo to tylko zakopane, abo nad morze. I to koniecznie same centrum, nie będę dopłacał, żeby gdzieś z okolicznej miejscowości dojechać. Poza tym stanie w bezsensownie długiej kolejce wśród innych narzekających to moja wartość rodzinna, którą kultywuje z dziada pradziada. Najbardziej to lubię jak zobaczę napis promocja i te procenty - 40; - 80%. To wtedy biere, mimo, że nie potrzebuje, ale biere bo taniej. Gratisów nie lubię. Bo jak tak pochodzę po promocjach i czuje się spełniony, że kupiłem za połowę to czego normalnie za darmo bym nie chcioł i zobaczę napis gratis to aż mnie duszno i mam zawroty głowy. Wtedy mnie Grażynka pomaga. Grażynka to je kobita. Ona nie kupuje jedzenia na miejscu. Do jednego słoika po ogórkach potrafi załadować jedzenie dla czteroosobowej rodziny na tydzień + czasami moje klapki ze skarpetkami się zmieszczają. Ale kobita. Ale nie ło niej. A nad morzem? To je życie. Te kolorowe parawany. Nikt mi nie będzie deptał jak se plaże z samego rana o 9.00 zająłem. Jak słońce piecze to aby gówniaki dokuczajo z tymi piłkami. Lepi jak pada. Jak pada to idę na piwo. Czasami na dwa. I jak tak wypije te dwa piwa to tak mi zawsze posmakuje, że budzę się za dwa dni na wydmach z pińćset metry od baru. Słońce, plaża, drogo, kobity i brak somsiada. Szczecin? Nie słyszałem.