Gdy byłam mała, bardzo dużo bawiłam sie z siostrą. Mieszkałyśmy w bloku na trzecim pietrze. Pewnego razu wymyśliłyśmy zabawę w "łowienie ryb". Usiadłyśmy na balkonie, związałyśmy nasze skakanki razem i taką "wędkę" przywiązałyśmy do poręczy balkonu. Poszłyśmy bawić się w salonie, bo przecież podczas łowienia ryb trzeba być cicho, bo się ryby spłoszy (nie wiem czy tak jest naprawdę, my wtedy tak myślałyśmy). Przyszłyśmy po około godzinie i się okazało, że nasza "wędka" sięgała bez problemu do prawie końca balkonu sąsiadki pod nami (wtedy nie zwróciłyśmy na to uwagi). Gdy wciągałyśmy te związane skakanki, okazało się, że nasza sąsiadka przywiązała do końca "wędki" chrupki dla nas xDD (ona była zawsze bardzo miła ale jestem ciekawa, jak ona to wtedy związała, że to nie spadło xD). Byłyśmy małymi zachłannymi gnojkami i w ten sposób codziennie od tej sąsiadki z dołu dostawałyśmy coś słodkiego lub jakieś chrupki do zjedzenia xDDD Oczywiście dzieliłyśmy się tym po połowie i nasza mama dalej o tym nie wie (chyba) PS. Pani sąsiadko, jeśli pani jakimś cudem trafi na ten komentarz, to bardzo dziękuję za te słodycze i chrupki i przepraszam, że z moją siostrą wyłudzałyśmy od Pani jedzenie w ten sposób
@Panzerwik10 ай бұрын
Też miałem z kolegami fazę na budowanie baz na łąkach i bagnach. Nie mieliśmy konkurentów, ale w szkole przez resztę uczniów byliśmy wyśmiewani od indian itp. Pewnego razu, któryś z klasowych buraków przyuważył gdzie po tych łąkach chodzimy i oczywiście poinformował o tym całą klasę. Zapowiedzieli nam, ze następnego dnia pójdą nam poniszczyć wszystko co tam pobudowaliśmy. Jako, że było ich 4 razy więcej otwarty konflikt odpadał. Postanowiliśmy powstrzymać ich pułapkami rozsianymi na ścieżkach do naszej bazy. I to nie jakimiś linkami do potykania czy dziurami w ziemi. Robiliśmy pułapki rodem z wietnamu. Dziury i zapadnie naszpikowane gwoździami, naostrzonymi kołkami i wałkami z kolcami. Oczywiście wszystko przykryte i zakamuflowane. Dwa dni później jedna z osób, które miały nam zepsuć zabawę nie przyszła do szkoły. Nauczyciel poinformował klasę, że nie będzie go przez dłuższy czas z powodu skręconej nogi i żeby ustalić kto będzie mu lekcje zanosił. Tego samego dnia sprawdziliśmy nasze pułapki. Część była otwarta i ewidentnie "użyta". Czy typ omal nie stracił przez nas nogi czy to zwykły przypadek? Nie wiem, nikt nigdy nie poruszał tego tematu. Do dzisiaj część z tych pułapek na łące czeka na swoje ofiary.
@Robciomixxnfs10 ай бұрын
Damn, my też bawiliśmy się w robienie baz w przyszkolnym parku. Teraz mówię o tym, jako o zabawie, ale pamiętam że wtedy (mieliśmy po max 11 lat) traktowaliśmy to śmiertelnie poważnie. Właściwie to nazywaliśmy się agencją R.A.K. od pierwszych liter imion każdego z członków i naszym logiem był ten śmieszny raczek ze sterowników Realteka. W bazy bawiliśmy się po szkole co jakiś czas, jak się akurat przypomniało, przez parę lat. Park wyglądał wtedy tak, że było pełno drzew, pełno krzaków i parę ścieżek, a mniej więcej po środku stał opuszczony zaniedbany amfiteatr. Wspomniany amfiteatr był częstym celem podróży gimnazjalistów "zasięgających powietrza" co przerwę i ogólnie krążyło wokół niego masę legend (raz słyszałem, że tam jest pełno narkołyków, innym razem słyszałem, że leży tam odcięta ręka, jeszcze kiedyś tam ktoś opowiadał że ktoś tam został kiedyś zamordowany). Gimnazjaliści byli wobec dzieciaków z podbazy takimi trochę tyranami, a więc naturalnie byli przez nas potężnie antagonizowani, więc to oni według nas stanowili największe zagrożenie w naszym biznesie i ogólnej działalności agencji R.A.K., zatem trzeba było się przed nimi bronić. DEFENSYWA: Musieliśmy znaleźć albo obszerny krzak, w który można wejść, albo drzewo, którego nisko rosnące liście zapewnią schronienie i odpowiednio ukryją nasze operacje wewnątrz bazy. Wokół wybranego miejsca trzeba było zrobić płot z solidnych gałęzi znalezionych po drodze. Ogólnie w szkole mega było rozkminiane, powstawały projekty w zeszycie od techniki (lekcje z rysunków technicznych potężnie się przydawały). Kolega coś tam napomknął nawet, że przyniesie drzwi garażowe bo on miał remont niedawno i są do wyrzucenia. Ale bardziej realnymi przedsięwzięciami było np. przyniesienie żarówki zasilanej bateryjnie, żeby można było operować w bazie po zmroku. Trzeba też było wybudować piwnicę, w której będziemy przechowywać nasze ściśle tajne dokumenty. Ale jakie operacje były w tych bazach przeprowadzane? Właściwie po tych kilkunastu latach niewiele pamiętam, poza tym że zbieraliśmy co tydzień fundusze na zakup materiałów do wzmocnienia bazy. Zbieraliśmy po AŻ 20 GROSZY OD ŁEBKA CO TYDZIEŃ! Poza tym cała działalność w zasadzie opierała się na wzmacnianiu bazy, pieleniu podłoża żeby można było tam położyć płytki i tak dalej. No i było też teoryzowanie kiedy tą bazę opuścić i gdzie znaleźć nową, zakładając że przez ten czas ktoś już mógł nas w tej starej zauważyć. Były też plany podboju rynku podziemnego, chcieliśmy rozprowadzać białe proszki po szkole. Nie, serio, białe proszki. Pamiętacie Hallowfizzy? Chcieliśmy je kupować w sklepiku a potem z przebitką sprzedawać dzieciakom. Pamiętam też projektowanie przeróżnych wynalazków i w to reszta agencji chciała też inwestować. Na przykład rower ze skrzydłami z prześcieradeł, żeby można było oblecieć park w poszukiwaniu gimnazjalistów-terrorystów (ewidentnie nasz priorytet). Nawet mieliśmy ustalony pas startowy! No i jak dobrze pamiętam to na zlecenie zaprojektowałem niezliczoną ilość robotów bojowych, ale nie przypominam sobie, żeby którykolwiek moje projekty ruszyły do produkcji. OFENSYWA: I tu zaczyna się zabawa, bo nieironicznie byliśmy mega zesrani jak gdzieś w naszym pobliżu znajdował się jakiś gimnazjalista. Pamiętam, że reszta agencji w przeciwieństwie do mnie była bardzo za tym, żeby wokół opuszczonych przez nas baz rozwieszać druty kolczaste jako pułapkę na gimnazjalistów-terrorystów próbujących nas dopaść i zniszczyć nasz biznes. Byłem najmłodszym, bo o parę miesięcy, członkiem agencji, ale cholera nawet ja wiedziałem, że po parku biegają małe dzieci czy zwierzątka i dla mnie akcja wydawała się idiotyczna. Ale no cóż, przegłosowane. Dwóch na jednego. Ku mojej uldze, jak potem sprawdziłem, ta dwójka kretynów faktycznie rozwiesiła wokół naszej starej bazy drut, ale najwyraźniej zapomnieli, że miał być kolczasty. Na pewnym etapie po parku nie poruszaliśmy się bez broni, pamiętam że dosłownie strugaliśmy dzidy, a potem ich końce maczaliśmy w psich kupskach, by w razie ataku zadać maksymalne obrażenia i spowodować zakażenie u oponenta. Raz jeden ziomek przyniósł petardy odstraszające gimnazjalistów a mi również przypadło projektowanie broni. Pamiętam, że w sumie z broni to umiałem wymyślić może łuk wykonany z wieszaka i gumki recepturki, moją specjalnością była za to dywersja. Zaprojektowałem but do rzucenia, który wyda głośny odgłos tupnięcia przy upadku (pod warunkiem, że wyląduje podeszwą na podłożu), frisbee z wyrzuconego kołpaku, które wyda głośny odgłos przy uderzeniu w drzewo... właściwie to była jeszcze cała masa innych rzeczy zaprojektowanych po to, żeby nimi rzucić, by odwrócić uwagę przeciwnika. I teraz tak, bo może się zastanawiacie, kiedy to człowiek wyrósł z pewnych zabaw. Kiedyś każdy z nas opuścił piaskownicę nie wiedząc, że robi to ostatni raz. Przypominacie sobie, że w pewnych zabawach uczestniczyliście co raz rzadziej, aż w końcu dorośliście i przestaliście to robić w ogóle. Ale z tymi bazami było inaczej, bo kres tej zabawy przyszedł nagle. Nie ma happy endu. Agencja R.A.K. została zdradzona i zniszczona przez jednego ze współzałożycieli. Wspominałem już, że zbieraliśmy składki na rozbudowę i rozkwit działalności. Wyobraźcie sobie teraz, że jednego pięknego dnia idziemy sobie ja i drugi członek agencji do naszej bazy i w tym momencie odkrywamy, że miejsce w którym zakopany był malutki pojemniczek z pieniędzmi, było puste. W normalnych okolicznościach każdy by pomyślał, że ech, ktoś po drodze po prostu zauważył, ale NIE- akurat pamiętam że "skarbonkę" zakopywaliśmy i kamuflowaliśmy w taki sposób, że NIKT postronny nie mógł odgadnąć że tam należy kopać. Wkrótce skonfrontowaliśmy to ze zdrajcą, a on tylko zaśmiał nam się w twarz, mówiąc że ta cała zabawa w bazy jest dziecinna i wstyd mu się z nami pokazywać. Mówił to podjadając orzechowe chrupasy i częstował nimi swoich ziomków, a nam nie chciał dać. Potem nie dawał nam przez jakiś czas spokoju, dopytując, czy dalej się bawimy w bazy, ohoho, hihihi, hahaha. Nawet jak próbowaliśmy z tamtym kolegą dalej prowadzić działalność agencji już pod nazwą A.R., to zdrajca prosto z mostu wjeżdżał nam na mentala pytając ile my mamy lat, kurde ogarnijcie się. Mimo tego, że sam hasał z nami między krzakami jeszcze kilka tygodni wcześniej. Mega żałuję, że od dawna nie mam tych projektów i rysunków, a pamiętam że były dla mnie wtedy mega ważne i bardzo o nie dbałem.
@monikapiatektheythem450110 ай бұрын
@@Robciomixxnfs 🫡
@alghul669 ай бұрын
@@Robciomixxnfs Przypomniałeś mi książkę Edmunda Niziurskiego "Adelo, zrozum mnie". Polecam, bo dość zbliżone wspomnienia wyrastania z zabaw oraz film "Nad rzeką, której nie ma." Barańskiego. motyw ciekawy dla tych co mieli barwne dzieciństwo jak Wy. A o barwności świadczy długość Waszych komentarzy, co udowadnia jak mocno wzarlo się Wam to w pamięć.🙂✌️
@Sabecka3310 ай бұрын
Stary, jak mialam jakies 7 to razem z moim sasiadem zrobilismy akcje ktora pamietaja wszyscy sasiedzi na wsi xD U sasiada mieli wychodek i ja razem z kolega stwierdzilismy ze ta deska na ktorej sie siada jest bardzo zniszczona i potrzebuje renowacji xD poszlismy do garazu i znalezlismy piekna czarna farbe i pedzel. Pobieglismy na miejsce, deska odnowiona, wszystko git. Bawimy sie w okolicy i nagle slyszymy okropne krzyki dziadka "pawel pomocy, pawel ratuj". Jak sie okazalo do renowacji uzylismy smoły i dziadek sie po prostu przykleil xD 😂 pamietam tylko jak sasiad biegal za nami po okolicy probujac nas dorwac xD
@pulkowskipiotr288610 ай бұрын
XDDD
@abzu23510 ай бұрын
Zrobiłeś mi dzień XDD
@oxiosophy10 ай бұрын
brzmi jak akcja z looney tunes xd
@microfala10 ай бұрын
😂😂 o masakra 😅
@miuy129 ай бұрын
A w tej bajce były smoki?
@lepusx917210 ай бұрын
Jak miałam z może dziesięć lat to też bawiliśmy się w bazy. Nasza baza była wręcz perfekcyjna, była to Kępa niskich drzew i krzaków z jednej strony oddzielona siatką a z każdej innej polem pokrzyw. Generalnie twierdza nie do zdobycia. Po drugiej stronie osiedla (jakieś 150m dalej) znajdywała się baza naszych arcy wrogów, dzieciaków z innego bloku. W sumie nie pamiętam czemu ich nienawidziliśmy. Pewnie wystraszył powód że byli z innego bloku. Nasze relację polityczne jak na dziesięciolatków były bardzo zawiłe. Nasza baza była liczniejsza, większa i fajniejsza więc w zależności od wodza który był wybierany co dwa tygodnie w wyniku głosowania terroryzowalismy ich bazę. Zabieraliśmy im patyki w nocy, zabieraliśmy ich meble ze śmietnika. Jedni przywódcy woleli ich zostawić w spokoju ale nie ja. Za mojej kadencji postanowiłam ostatecznie się z nimi rozprawić i zrównać ich bazę z ziemią. Zebraliśmy wszystkich znajomych jakich mieliśmy około dwudziestu osób. Uzbrojeni w patyki i jako że ktoś z nas miał fazę na władcę pierścieni to mieliśmy też specjalną jednostkę kawalerii czyli pięć dzieciaków na rowerach z długimi kijami. Jak teraz o tym myślę to raczej by to nie działało ale wyglądało tak cool. I idziemy całą tą grupą w ich stronę. Oni wiedzieli co nadchodzi więc jeden z nich poszedł po swojego starszego brata. Nie pamiętam ile lat miał ale był dużo wyższy. Dotarliśmy na miejsce ich bazy, nie było oporu. Rozwalilisny im całą bazę a co było fajne to wzięliśmy do siebie. Potem późniejszym popołudniem dosłownie scena jak z ataku na tytana, zaczął się zbliżać. Samotnie idąca w oddali czarna sylwetka. Co my zrobiliśmy to oczywiście uciekliśmy do domów a z tego co pamiętam nawet do nas nie doszedł bo były pokrzywy. Także to jest moje najwspanialsze core memory jeśli chodzi o bazy Btw jeśli ktoś z was to zobaczy to wiedzcie że nasza baza była zawszę lepsza!
@nightrider624310 ай бұрын
Jezu to jest piękne
@doriankrzebietke551810 ай бұрын
Nasza baza była kilkunastometrowym laskiem z wydzielonymi strefami bez drzew. Nazywaliśmy je pokojami i jeden był strażnicą z widokiem na ulicę, drugi główną salą zarządu, jeszcze inny spiżarnią gdzie składaliśmy przyniesione czekolady i chipsy, ale też zebrane żołędzie i drzewka z których piliśmy wodę. Cho na solo
@Schookyable10 ай бұрын
Jak byliśmy w 2 klasie - jakiś przełom 2002/2003 - to pamiętam że w soczkach Kubuś były do zbierania takie naklejki (bodajże za etykietą). No i na osiedlu wielki szał z chłopakami na to mieliśmy. Piliśmy tyle Kubusiów iż jestem w szoku że nie jestem cały pomarańczowy dzisiaj. No ale sielanka trwała do czasu, gdy do naszego małego osiedlowego sklepiku przyszedł sześciopak Kubusia w takim specjalnym kartonie. W środku była mapka do naklejania tych naklejek - dostaliśmy śmergla. Musieliśmy to mieć. Był tylko jeden problem: zaporowa kwota 12 złotych. Zawiązaliśmy ekipę, w której dywagowaliśmy jak w wieku 8 lat można dorobić się takiej fortuny. No i w końcu wpadliśmy na świetny pomysł: obok osiedla rosły sobie porzeczki, skoro były nieogrodzone no to przecież wiadomo że można iść i zbierać. No więc poszliśmy i nazbieraliśmy chyba z 5 kg tych porzeczek do wora. Skoro mieliśmy towar to ruszyliśmy na osiedle żeby sprzedać xD chodziliśmy po domach i chcieliśmy sprzedać 5kg porzeczek konkretnie po 12 złotych. Obszyliśmy całe osiedle i niestety nich nie skusił się na naszą ofertę i wieczorem wywaliliśmy te porzeczki pod blokiem A BO PRZECIEŻ DESZCZ ZMYJE. Potem była wielka chryja na radzie spółdzielni kto wywalił 5 kg porzeczek na chodnik xD do dziś dzień Żodyn nie wiedział, że te porzeczki to symbol upadku naszego szemranego biznesu…
@DabfdsDzsfghb10 ай бұрын
Pamiętam rzeczone naklejki pod Kubusiami. Potem nagle przestali je dodawać i był wielki żal, rozpacz. Nie mogąc się z tym pogodzić, i tak się sprawdzało, czy na pewno pod tą etykietą nie ma żadnej zagubionej naklejki. Następnie próbowali je zastąpić jakimiś dziwnymi lamiglowkami pod etykietą, ale to już nie było to samo...
@brunogiovanna37110 ай бұрын
Pamiętam od Kubusia zakrętki z wojownikami XD Raz na nowym Kubusiu 2 litrowym był taki zajebisty ninja że koniecznie chciałem go pokazać kolegom w szkole na następny dzień, zatem jednego wieczora odpakowałem i z gwinta na raz wlałem całą ogromną butlę pomarańczowego specyfiku w swoje małe, młode ciało i się zerzygałem XD Przedawkowałem, ale przynajmniej został kapsel z ninją który znudził mi się po jakichś trzech dniach 🎉
@LuckyVictoria110 ай бұрын
ale zgniłam, co za cudowna historia!
@Sythriel10 ай бұрын
Pod wpływem ostatniego filmiku puściłem swoim dzieciakom (chłopak 11 lat, dziewczyna 6 lat) reklamę i teraz słuchają non stop i cisną mi, żebym im poszukał śmierdzieli z drugiej ręki. xd xd
@captainhero41167 ай бұрын
Ty no śmierdziele wróciły xD
@brunogiovanna37110 ай бұрын
Siema, mam dwie historie życia, obie wydarzyły się gdy miałem jakieś 5-7 lat. Pierwsza: Oczywiście ważną częścią młodości gówniaka na wsi była eksploracja, z tego względu z moim przyjacielem Danielem kręciliśmy się tu i ówdzie jak smród po gaciach. Tak się złożyło, iż tuż obok naszych domostw mieściły się dosyć spore pola, które akurat były elegancko zaorane, a że porządnie popadało, to chcieliśmy być jak Indiana Jones przedzierający się przez dżunglowe ruchome piaski. No to wkroczyliśmy z kijami i w gumiakach na to pole, uszliśmy jakieś 50 metrów i okazało się, że stopy zapadają nam się po kolana i nie możemy wrócić XD Krzyk, panika w środku dnia, wzywamy pomocy podczas czerwcowego popołudnia ale dorośli myślą, że po prostu drzemy japy, no jak to dzieci. W końcu się przełamałem, zostawiłem gumiaki i zacząłem czołgać się boso po tym ku*wa błocie, niczym czerw przez Arrakis, więc zanim dotarłem do ubitej drogi to wyglądałem jak Jozin z Bazin XD Chciałem Danielowi pomóc, linę upleść z trawy, mówiłem, że kogoś sprowadzę, ale on tylko w bohaterskim geście krzyknął ,,ratuj siebie!" i zaakceptował swój los XDDDD Cały uwalony na brązowo po pachy podbiegam i z daleka krzyczę do przygłuchego dziadka czilującego bombę pod chmurką, że Daniel utknął w ziemi czy coś takiego, a ten machnął ręką jak mnie zobaczył oraz rzucił jakimś ,,no bawcie się tak bawcie" xD No to biegnę w samych skarpetach które niegdyś były białe, po kamieniach oraz po żwirze do matki Daniela, informując, iż chłopak z bagna wyjść nie może. Docieramy z nią zatem na miejsce, a widok który tam zastajemy siedzi mi w głowie do dziś: Oto, na środku pola, zagrzebany prawie po biodra, brudny jak jasna cholera pół-stoi, pół-leży Daniel, opierając się plecami na ziemi i z zamkniętymi oczami grzejąc się w bezlitosnych promieniach słońca. Pogodził sie ze swoim przeznaczeniem i myślał, że zostanie tam na zawsze, a drapieżne błota Inwałdu staną się jego sarkofagiem. Okazało się też, że w akcie ostatniego poświęcenia wydobył oraz wyrzucił moje gumiaki na brzeg, chociaż sam już nie dał rady uciec z tej pułapki zastawionej na nas przez naturę. Stara go chyba potem z pół godziny wyciągała xDDD Druga historia krótka. Otóż w przedszkolu pani dawała nam zagadki. No i pyta dzieci o jakieś: ,,Cóż to była za panna, co wiele sukien miała. Jak ją rozbierali, to wszyscy płakali" Większość dzieci powiedziała, że cebula, tylko ja drę pizde: MATKA BOŻAAA
@KroiYuukiHime10 ай бұрын
O Jezu Inwałd❤
@ArekOrton310 ай бұрын
Prawie się popłakałem podczas czytania tej historii 😂
@microfala10 ай бұрын
Oj , bardzo zajefajna historia z polem 😂😂😂
@microfala10 ай бұрын
Dziadek co na wy*ebce 😅😂😂😂 machnął ręką i uj xD
@martynastar200010 ай бұрын
popłakałam się podczas czytania historii o polu xdd złoto
@Vampurria10 ай бұрын
Miałam 8 lat i nie byłam inteligentnym dzieckiem. Sąsiadka Dominika lat 9 bujała się na podwórku na huśtawce. Huśtawka tradycyjnie, ma konstrukcję po obu bokach, a ta tutaj miała jeszcze pręt podobny do trzepakowego. Zauważyłam to podobieństwo i postanowiłam sprawdzić czy już umiem wisieć do góry nogami - niestety moja noga spotkała się gwałtownie z huśtawką. Ryk na całe osiedle, koleżanki lecą po matkę, trauma na całe życie, koleżanka Dominika przerażona. Okazało się że mam gumowe kości (dosłownie, w wieku 27 lat mam podejrzenie o zespół Ehlersa-Danlosa) i dwa dni później wmawiałam Dominice że się "leczę jak wolwerin, no ten taki dziad z iksmenów ewolucja". Uwierzyła.
@michakustra265510 ай бұрын
Jak poszedłem do podstawówki to mój 6 lat starszy brat powiedział mi, że on z kolegami przez wiele miesięcy, siedząc na ławce na korytarzu, uderzali nią o rug ściany robiąc tym samym coraz większą dziurę w ścianie. Zlecił mi abym to teraz ja wraz z moimi kolegami przejął to brzemię. Tak też się stało. Przez 6 lat, sukcesywnie tym samym sposobem powiększaliśmy wgłębienie w ścianie. wydrążyliśmy tak z dobre 20cm. Tak że krawędź ławki normalnie chowała się w idealnie zmodyfikowanej przez nas ścianie. Byłem kilka lat temu zobaczyć czy nasze dzieło dalej nie zostało naprawione i ku mojemu zaskoczeniu, dziura jak ją zostawiliśmy tak dalej jest
@TheWieczu10 ай бұрын
Mogłeś komuś przekazać to arcytrudne i ważne zadanie :D
@SickFalacon10 ай бұрын
Jak byłem mały to szukaliśmy dowalonego patyka, im dłuższy tym lepszy, wychodziliśmy na szosę (mam babcie na wsi) i wybieraliśmy najgorszy krowi placek (im rzadszy tym lepszy) I robiliśmy pojedynki, na sucho i z kupą... bez kupy nie było takiej frajdy i walki trwały sekundy, natomiast z kupą trzeba było przemyśleć całą akcje, podjeść od strony taktycznej i ujebać komuś nogę kupą. Z kupą pojedynki trwały nawet z 5 minut, potężne emocje. Pamiętam, że jak było więcej chętnych to robiliśmy turnieje na które wszystkie dzie i ze wsi się zbierały. Naprawdę to były potężne emocje, wtedy odkryłem w sobie tą szybkość i manewrowość xD zasady byly takie, że atakuje się tylko od piersi w dół xD posrane akcję
@pax5welek10 ай бұрын
Pamiętam jak w 3 klasie podstawówki pojechaliśmy ze szkołą na „zielone lekcje”, czyli takie luźne lekcje, ale połączone z wakacjami nad morzem. I wiadomo, jak się ma 8 lat i rodzice dają ci pieniądze i widzisz stoiska z zabawkami, a szczególnie z bronią to nie da się przejść obojętnie obok tego. I jak wiadomo każdy zakupił pełno pistoletów na kulki różnego kalibru. No i pewnego dnia cała broń została nam zabrana. Wszystko przez pewnego Radka który zatęsknił bardzo za rodzicami. Radek wpadł na pomysł że wymusi przyjazd rodziców. Więc wziął pistolet na kulki i przyłożył do głowy xDDDD i powiedział, że albo jego rodzice przyjadą, albo się odjebie. Najlepsze w tym było, że nauczycielki, zamiast zabrać mu ten pistolet i powiedzieć, żeby nie robił cyrku. To negocjowały z nim lekko z godzinne, aby odłożył broń xDDDD
@franzbeckenbauer24210 ай бұрын
Zielona Szkoła na zawsze w naszych sercach XDDDDDD
@non_toper10 ай бұрын
A to wszystko przez te gry
@rosalie9969 ай бұрын
ja pierdole scena jak ze scenariusza "Szkoły" XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
@WilhelmUnterharnscheidt7 ай бұрын
Tak powstawał Łowca Jeleni
@joachim510810 ай бұрын
moj wujek w dzieciństwie wraz ze swoim kuzynem naoglądali się czterech pancernych, jako ze wujek był w miarę ogarnięty a moja babcia jest chemikiem to ogarnął z domu dla kuzyna jakieś odczynniki i przystąpili do swojego planu. Zmajstrowali jakiś ladunek wybuchowy i postanowili go podłożyć w kurniku u cioci. Kurnik wyleciał w powietrze a wujek z kuzynem mieli potem przesrane przez bardzo dlugi czas, czasem mu to jeszcze wypominają, że jak byl mały to wysadził kurnik.
@Byallas10 ай бұрын
Ja z kuzynem i kolegami w dzieciństwie swego czasu też mieliśmy fazę na pirotechnikę. Na jednym odpuście kupiliśmy moc petard, głównie "ACHTUNG" (były duże i tanie). Jednego dnia wysadziliśmy w powietrze ludzika LEGO w stroju astronauty i hełmie, jego osmoloną główkę znaleźliśmy 10 metrów od strefy zapłonu. Z opowieści: koledzy kuzyna w jego szkole rozsadzili kibel, jeden z kolegów chciał pokazać męskość i rozgryzł diabełka w zębach, złamało mu jedynkę. Kuzyn miał na podwórku problem z szerszeniami. Jednego takiego dorwaliśmy w domu, zamoczyliśmy żeby nie mógł odlecieć i zwiać, wrzuciliśmy do umywalki i spopieliliśmy miotaczem ognia z zapalniczki i dezodorantu.
@ZanosiSieNaBurze10 ай бұрын
XD Mam nadzieję że kurom nic się nie stało?
@VioPLayable10 ай бұрын
Mój stary też, jak był mały to się bawił w bycie chemikiem i robił petardy. Odjebał fajerwerkę co jak wyleciała przez okno to wysadziła kurnik w powietrze wraz ze wszystkimi kurami - co prawda wyciek gazu w tym pomógł, ale babci (czyli swojej mamie) przyznał się dopiero niedawno, 30 lat po wydarzeniu XD
@Swiatlocien10 ай бұрын
My robiliśmy granaty dymne z saletry i cukru :D Raz nawet naczelny pirotechnik osiedlowy zajumał z sali od pszyrki płatki magnezu, żeby dorzucić do granatu. Efekt był spektakularny, cudem nie spaliliśmy pobliskiego gaiku xD
@kafezanio74310 ай бұрын
@@Swiatlocien To widze, że nie tylko budowanie baz mialo charakter ognopolski ale i zabawy z ogniem. Jako naczelny piroman zarzadzalem kiedys znoszeniem przez grupe dzieciakow z calego osiedla ulotek i ustawianiem w sterte na kamieniu w zagajniku na górce, by ziscic moja wizje wielkiego ogniska, nie wiem dlaczego wybralem akurat lasek na wielkie ognisko, moze przez ten zajebisty kamien. Do teraz uwazam to za cud, ze iglasty zagajnik nie splonal, w srodku suchego lata.
@DabfdsDzsfghb10 ай бұрын
Jeśli chodzi o karteczki, to w przedszkolu widziałam, jak się ludzie wymieniali i wysępiłam kilka od starszych. Potem temat karteczek na chwilę ucichł, żeby powrócić jak boomerang ze zdwojoną siłą. Jeżeli ktoś miał karteczkę z brokatem albo ze świecącym fragmentem to był Bogiem. Jednak największą falą rozeszly się u nas naklejki. Miałam ponad 5 zszytych ze sobą albumów (które musiałyby z odpowiedniego materiału, bo inaczej nie dało się ich fajnie odkleić albo klei im się psuł). Mialam to szczęście, że raz na rok na święta dostawałam zarąbiste, wypasione naklejki od cioci z Włoch, więc miałam fajne karty przetargowe do wymiany. Jednak, czy możemy się zgodzić w jednym: zabawki z dawnych jajek niespodzianek były o niebo lepsze niż to gówno, co jest teraz?
@davidtrezeguet146710 ай бұрын
to będzie smutna historia. Kiedyś na wakacje, do któregoś sąsiada kilka domów obok, przyjechał drugi rok z rzędu jego krewny. Był mniej więcej w wieku ludzi z naszej ekipy (powiedzmy między 9 a 12 lat). Przez 2-3 tygodnie graliśmy z nim czasem w gałe, chowanego klepanego i inne typowe wakacyjne zabawy. Potem dowiedzieliśmy się, że starsze chłopaki mu dokuczają i przezywają "Klozet", ale nie robiło to nam żadnej różnicy. No i któregoś razu siedzimy u nas w kilka osób na podwórku, patrzymy że idzie taki zadowolony i chce do nas dołączyć, aż nagle jeden z kolegów zaczyna śpiewać, parafrazując piosenkę Lato 2000, "KLOZET ŚWIECI NAD NAMI" po czym z jakiegoś powodu wszyscy się dołączyliśmy, ja na dodatek jako pierwszy. Kolega się popłakał i uciekł. Zrobiło mi się wtedy bardzo głupio, chciałem go przeprosić, ale nigdy go już nie widziałem. Musiał przestać wychodzić na dwór albo wrócić do domu. Za rok ani później też już nie wrócił. Od tamtej sytuacji minęło ze 20 lat, a czasem dalej o tym myślę i nie rozumiem dlaczego się tak zachowałem. Nikt z nas nie miał z nim żadnego problemu, z nikim się nie pokłócił, zawsze był w porządku. Nie pamiętam nawet jego imienia, ale jeśli jakimś cudem ta wiadomość do niego dotrze - kolego sprzed lat, bardzo cię przepraszam
@yoshi290510 ай бұрын
Faktycznie smutna historia
@StepsisterStuck10 ай бұрын
Może nie wytrzymał presji i się wyhuśtał na sznurówce? 🤔
@yoshi290510 ай бұрын
@@StepsisterStuck no zabawne nie? Nawet sobie nie zdajesz sprawy że czasami taka błahostka może być dla kogoś ostatnim gwoździem dla psychy
@StepsisterStuck10 ай бұрын
@@yoshi2905 czy ja się śmieję? Mało było takich sytuacji, że dzieciaki drwiły z kogoś tak, że postanowił/postanowiła skończyć karierę? Chociażby głośna sprawa 14-letniej Ani, o której wiele osób pewnie już zapomniało ale ja wciąż o tym pamiętam.
@johntrudeu975610 ай бұрын
No my z kumplami też budowaliśmy bazy, ale po paru razach jak nam je zniszczyli to postanowiliśmy postawić na drzewie w parku bazę nie do ruszenia. Ogarnęliśmy deski, palety, linoleum i wszystko inne co znaleźliśmy i żeby uniemożliwić uszkodzenie to przymocowaliśmy to na wkręty zamiast gwoździ. I faktycznie baza była niezniszczalna. Nawet pracownicy parku żeby ją zlikwidować to musieli wrócić po konkretniejszy sprzęt i zajęło im to parę godzin, a i tak nie byli w stanie zlikwidować wszystkiego. Ostatecznie zdecydowali się na wywalenie całego drzewa zwłaszcza że w pewnym momencie zorientowali się że zamontowaliśmy tam prymitywny system bezpieczeństwa (wystające z drzewa wkręty w kluczowych miejscach, kawałki drutu kolczastego, spadające na łeb cegły i inny gruz przy próbie ruszenia linoleum). Zabawy też mieliśmy fajne bo jak obejrzeliśmy fight club to oczywiście przenieśliśmy idee do szkoły i na długich przerwach w szatni pół szkoły się ze sobą lało, a podczas krótkich przerw zawsze była jakaś walka przed klasą. Przynajmniej do momentu aż nauczyciel który chciał się wtrącić żeby rozdzielić walczących nie dostał prostego na twarz. On się nie umiał bawić.
@eonyel9 ай бұрын
W końcu mi się studia przydają do poważnych rzeczy - także odpowiadając na pytanie: dzieciaki uwielbiają te śmierdzące zabawki, bo są po pierwsze intensywne sensorycznie, a po drugie - dorośli traktują smród jako coś złego, jakieś tabu, generalnie dorośli raczej robią tak, żeby coś nie śmierdziało. A dzieci co? No jak dorośli tak czegoś nie dopuszczają to trfzeba zobaczyć co to jest. Efekt jest wzmacniany jeszcze czasami, że dorośli "śmiesznie" reagują na smród, więc to dodatkowo nakręca dzieciaki, szczególnie w grupach. pozdrawiam serdecznie!!!
@xXDziKi98Xx4 ай бұрын
Ja na początku mieszkałem w mieście i jakiegoś szału nie było pod względem baz. Siedziało się zawsze na trzepaku, właziło na jedyne drzewo na podwórku, albo jechało rowerami na skatepark. No i możliwości techniczne, też były ograniczone. Za to kiedy przeprowadziłem się na wieś pod koniec podstawówki, odkryłem nowy świat. Budowanie szałasów w lesie to była codzienność. Mieliśmy raz bazę w takim wielkim stogu snopków ustawionych na polu, ale jeden kumpel któregoś dnia je podpalił, afera była na całą wioskę. Mnie akurat tam nie było, bo gdzieś z rodzinką wyjechałem, więc miałem alibi. Ale najlepsza miejscówka funkcjonkwała do czasu aż skończyliśmy szkoły średnie. Była nad jeziorem. Obok takiej nie dużej trawiastej plaży, była działka zarośnięta drzewami, ogrodzona tylko od strony drogi, od plaży już nie. A tam w środku była taka niewielka pusta przestrzeń. Z czasem zrobiliśmy sobie tam ławeczki. Oczywiście miejsce na ognisko. Nawet prowizoryczną lodówkę mieliśmy, czyli skrzynkę wkopaną z metr w ziemię, gdzie stało wiadro z wodą, żeby napoje tam wsadzać. Oczywiście do ogniska potrzebowaliśmy drewna, więc zaczęliśmy ogołacać tą działkę, zostawiając jedynie drzewa odgradzające nas od plaży.
@Tidzki10 ай бұрын
Ja to jak kiedyś mieszkałem na wsi to za domem było kilka drzew. I ja w raz z młodszym bratem i kuzynem postanowiliśmy że zrobimy tam baze. Był tak stół z płaskiego głazu którego całą ekipą przenosiliśmy, kszesła z mniejszych kamieni, miejsce do ogniska (nigdy go nie użyliśmy) i kibel z desek, kamieni i żwiru. I w tym kiblu w pewnym momencie pojawiło się jajko. My jako 3 geniusze zaczeliśmy się tym jajkiem opiekować. Przykrywaliśmy by nie było mu zimno, ukrywaliśmy by go nie popsuto itd. Po 2 miesiącach poszliśmy z kuzynem (bo brat chory wtedy był) do moich rodziców i mówimy że czemu nie chce się wykluć. Okazało się że opiekowaliśmy się już od dawna martwym wężem który się nie wykluł. Szkoda węża... ale co się pobawiłem to moje
@meth573810 ай бұрын
Budowanie baz na osiedlu to jedna z rzeczy którą najbardziej wspominam z wczesnego dzieciństwa. U mnie na blokowisku z wielkiej płyty było dosłownie coś w rodzaju wojen gangów, przez co w najmłodszych latach narobiłem sobie wielu wrogów, których do dzisiaj ze strachu omijam jak widzę gdzieś na chodniku XD. Przez to że w moim bloku nie mieszkały żadne dzieciaki, chodziłem się bawić z sąsiadami mojej babci i byłem w ich gangu mocno na doczepkę. Pamiętam że każdy osiedlowy gang miał jakieś swoje stałe miejsce spotkań i w jego pobliżu zawsze była sekretna baza. Chodziło się do niej tylko i wyłącznie po sprawdzeniu czy nikt z wrogich gangów nie podgląda, bo w przeciwnym razie ryzykowało się najazdem. Na samym początku prawie wszyscy mieli bazy za śmietnikami, które budowaliśmy z mebli i innych rzeczy które ludzie powyżucali. Naprawdę nie wyobrażam sobie żeby dzieci w dzisiejszych czasach potrafiłyby siedzieć godzinami, przy ogromnym smrodzie w spleśniałej wannie zadaszonej badylami. W pewnym momencie zaczęła się wielka wojna osiedlowa. Codziennie się chodziło z domowej roboty dzidami robić najazdy na inne plemienia, albo broniło się swojej bazy. Ja niestety byłem głównie wybierany do pilnowania. Siedziałem z innym odrzutkiem który miał za zadanie wezwać odwet gdy wrogie wojsko ukaże się w zasięgu wzroku. Ja miałem bronić szałasu za wszelką cenę, ale nie było to możliwe jak przychodziło 10 typa z prawdziwymi siekierami i byli na tyle niezrównoważeni że niewachaliby się mi tym przyłożyć. Zawsze trwało to kilka minut, i miesięczny wysiłek budowy bazy legł w gruzach, a ja dostawałem o to opierdziel od moich wspaniałych kolegów. Potem trzeba było szukać kolejnego miejsca na bazę i tak w kółko. Do dzisiaj pamiętam jak do nowej bazy przez kilka dni targaliśmy starą obsraną przez gołębie kanapę spod śmietnika na drugi koniec ulicy XD. Na osiedlu był jeden gang który zdecydowanie królował. Składał się głównie z dziewczyn i kilku najbardziej wykokszonych chłopów. Oni dewastowali bazy od wszystkich innych, a cała reszta bała się ich zaatakować, żeby mieć jeszcze jakieś szanse u dziewczyn XD. Wszyscy chodzili do nich na przeszpiegi, tylko żeby podglądać i podsłuchiwać o czym rozmawiaj, a były to zdecydowanie rzeczy o których nie powinny nawet myśleć dzieci w tym wieku. Pewnego razu zajęliśmy terytoria innego wrogiego gangu, i wtargnęliśmy na teren fabryki opuszczonej od 30 lat. Tam mieliśmy podobną sytuację jak z wycinaniem brzóz przy stawie, tylko że my wycinaliśmy drzewo o metrowej średnicy pnia XDDD. Czekaliśmy aż ktoś na osiedlu będzie trzepał dywan, i naparzaliśmy siekierami do rytmu żeby nie wzbudzać podejżeń. Gdy drzewo trzymało się już na ostatnim włosku ktoś nasłał na nas policje, i musieliśmy spierdzielać zostawiając wszystkie nasze sprzęty na miejscu. Jak chcieliśmy wrócić po plecaki to policja dalej czekała tam na nas, ale po krótkiej wymianie zdań uciekliśmy znowu. Następnego dnia większości naszych rzeczy już nie było, a cała baza była zruinowana. Straciłem wtedy naprawdę sporo, a w większości były to pamiątki po dziadku. To był chyba dla mnie koniec udziału w gangu. Gdyby nie to wszystko, nie byłbym teraz tym samym człowiekiem.
@UltimaSoturiPL10 ай бұрын
1. Bazy. Pamiętam etap, gdy szlajałem się z kolegami w przyosiedlowym lesie. Sami raczej nie budowaliśmy baz, ale raz natknęliśmy się na inną ekipę z naszej klasy w swojej bazie. Oczywiście musieliśmy usunąć konkurencję z naszego (w naszym mniemaniu) terytorium. Podpaliliśmy firanki, które były elementem bazy i oddaliśmy mocz w środku bazy. 2. Bitwy międzyklasowe na przerwach szkolnych. Nie chodzi mi o ustawki. Na takie rzeczy jednak byliśmy za grzeczni, nie to co spadochroniarze klasowi (rekordzista klasowy miał 18 lat w pierwszej gimnazjum). Ale do rzeczy. W podstawówce w lato uczniowie mogli na przerwach wychodzić na boisko szkolne. Razu pewnego ktoś wpadł na pomysł, żeby wyrywać większe kępy trawy (czym więcej ziemii i korzeni tym lepiej) i rzucać się nimi. Szybko przerodziło się to w epickie bitwy międzyklasowe. Jednak nie trwało to długo. Woźne nie były zadowolone z ziemii wznoszonej do szkoły. Po kilku takich bitwach boisko szkolne na przerwach było niedostępne. 3. Pożyczanie długopisów. Kolejna zabawa z tych głupich. Pod pretekstem braku długopisu lub wypisania się posiadanego długopisu, prosiło się kolegę o pożyczenie czegoś do pisania. Gdy ten dawał długopis, wyrzucało się go przez okno. Potem cała pielgrzymka na przerwie szła przed szkołę w poszukiwaniu własnych długopisów. Niektórzy nie byli ostrożni i na lekcji wyciągali na ławkę cały piórnik. Więc piórniki też leciały. 4. Petardy. Każdy chyba miał takiego kolegę (jeżeli sam nie był takim typem), który kupował dużo petard. I nie chodzi o bycie jakimś bogolem. Po prostu gdy dostawał kasę od dziadków, to całą przeznaczał na petardy. W związku z tym kolega kupował mocniejszy towar, a mianowicie ACHTUNGI. Sama nazwa wtedy powodowała, że dzieciakowi przechodziły ciarki po plecach. Kolega wpadł na pomysł rzucania achtungów między blaszane garaże. Nie muszę mówić jaki to był huk. Potem spierdzielaliśmy co sił w nogach. Jeszcze świetnym pomysłem było ustawianie szklanych butelek na betonowych słupkach, a następnie wrzucanie do środka petard. Potem szybka ucieczka, wybuch i kawałki szkła uderzające w plecy. 5. Walki okopowe. Na osiedlu wymieniali nitkę ciepłowniczą. Masa wykopów, wały usypanej ziemii, jakieś betonowe płyty poukładane jedna na drugiej. Idealne miejsce, żeby zrobić sobie jakąś krzywdę, lub idealne miejsce do zabawy dla 11-12 latków. Okopy były, więc brakowało tylko broni i amunicji. Ta znalazła się szybko. Bryły ziemii i kamienie robiące za granaty. Nikomu nic się nie stało XD
@mr.kfakking10 ай бұрын
Pamiętam jak kiedyś w mojej wśi wybużyli budynek i tamto miejsce należało do taty naszej koleżanki więc logiką małych dzieci spytaliśmy się naszej koleżanki czy możemy się tam bawić i ona nam pozwoliła więc teraz możemy tam robić co chcemy. Ogólnie u nas były różne teamy, a nasza poprzednia baza została przejęta. Poszliśmy tam i zaczeliśmy się rozglądać i ustalać gdzie co będzie. Podczas rozglądania się znaleźliśmy puszkę w której był filecik z makreli. Śmierdział on niesamowicie więc od razu się nim zafascynowaliśmy. Okazało się, że on tam leżał już 2 lata i to było dla nas niesamowite, tak zyskał nasz szacunek i stał się naszym bogiem. Razem się spotkaliśmy tam i zrobiliśmy flagę naszej drużyny na środku której był on namalowany. Następnego dnia zaczeliśmy budować baze z pozostałości po budynku, typu cegłówek itp. Okazało się, że są tam szczury. Uznaliśmy je jako dar od naszego boga i zaczeliśmy je wielbić. Następnego dnia pozostałości po budynku zostały sprzątnięte a wraz z nimi zaginął nasz filecik. Z cegłówek zbudowaliśmy grób w miejscu w jakim zawsze leżał, pozbieraliśmy kwiaty, które włożyliśmy w puste butelki po piwach, znalezionych na placu. Byliśmy w takiej żałobie, że nie daliśmy rady kontynuować budowy naszej bazy. Następnego dnia wźeliśmy się za siebie i postanowiliśmy, że wybudujemy bazę dla filecika, ale okazało się, że nasze szczury po umierały i ponownie zaczeliśmy budowę grobów i cały dzień na tym straciliśmy. Wieczorem kiedy się modliliśmy pod grobami szczurów i filecika przyszedł tata naszej koleżanki i okazało się, że jednak nie możemy nic tu robić i nas wygonił. Następnego dnia już nic co zbudowaliśmy nie pozostało.
@punka911010 ай бұрын
Piękna historia ❤
@mehehefas327710 ай бұрын
F dla filecika
@Mikosa-im4xd10 ай бұрын
@@mehehefas3277 chyba F jak filecik
@madzik532110 ай бұрын
Boże tak bazy to złoto. Byłyśmy w podstawówce. Moja przyjaciółka mieszkała blisko lasku, żadko zapuszczały się tam dzieciaki z naszej szkoły, idealne miejsce. Więc poszłyśmy na wyprawę szukać idealnego miejsca. I co znalazłyśmy? OPUSZCZONY BUDYNEK. (Wyglądało to bardziej jak nigdy nie dokończony domek. Same ściany z cegieł z dziurami na drzwi i okna. Parter i piętro, bez dachu czy jakiś wylanych gruntów. Ale miejsce po prostu złoto. Wiedziałam że to było to. Następne dni robiłyśmy jakieś prowizoryczne drzwi do środka, stół, przyniosłyśmy tam rozkładane krzesełka co stary na ryby brał. Baza zaczynała nabierać swojego uroku. I pewnego pięknego, letniego dnia idziemy jak zawsze do naszej bazy. Wchodzimy roześmiane. I JAKIEGO SZOKU DOZNALIŚMY GDY W ŚRODKU SPAŁ SOBIE PAN BEZDOMNY.
@KothWasTaken10 ай бұрын
Jak byłem mały to z ziomkiem zrobiliśmy taką zajebistą bazę na jego podwórku. Miała normalnie 2 piętra, coś a la domek na drzewie, sypiało się w niej kilka razy. Była zrobiona z różnych blach i części od samochodów, z tyłu było miejsce na kibel, w salonie był magazyn (trzymaliśmy pistolety na kulki i inne uzbrojenie), wogule to ten salon był najlepszą częścią, był dywan z koca i lampa na suficie z latarki, na dworze było podwórko z ławkami, stołami itp. (raz się tam zrzygałem jak z kolegą się obrzucaliśmy gnojem), na górnym piętrze, które było blachą ułożoną i przywiązaną do grubszej gałęzi drzewa była wieża obserwacyjna, tam dokonywaliśmy patrolów, czy nie zbliża się jakiś wrogi gang. Było widać dużą część wioski bo podwórko było na takim jakby pagórku, więc mieliśmy przewagę. Jednego razu rodzice kolegi zabrali nas do miasta i kupili nam bronie na kulki, dalej pamiętam że ja dostałem typowy pistolet a kolega dostał taki dowalony karabin. No i wracamy i tam szok, wrogi gang zrobił najazd na naszą bazę, z ziomkiem wbiegamy do szopy i strzelamy do nich, oni odpowiadają tym samym, musimy walczyć bo już są w trakcie przejmowania i niszczenia bazy, nie mamy już innego wyjścia więc biegniemy na nich i zaczynamy ofensywę, oni uciekają bokiem i teraz to my jesteśmy w domku ale dalej strzelają, skończyły się kulki więc rzuciliśmy broń i się poddaliśmy, wzięli nas w niewole razem z naszymi brońmi, zabawa się skończyła kiedy je wrzucili do rzeki i pobiegliśmy do rodziców naskarżyć XD Pojechaliśmy z ojcem kolegi do domu gangstera, my mieliśmy czekać w aucie i skończyło się na tym że nas przeprosił. Pistolet do dzisiaj pływa gdzieś w Śląskich wodach.
@szasza364010 ай бұрын
Żyliśmy z kuzynami na jednym podwórku i generalnie różne rzeczy udało nam się odjebać jak to dzieciom. Pewnego dnia kuzyn przyszedłjak akurat bawiłyśmy się z kuzynką i powiedział że sąsiad pozwolił nam obrać jego orzechy - dziś zgaduję że chodziło o trochę do zjedzenia ale my obraliśmy dosłownie wszystko, wyszło z tego tyle porcji że zdecydowaliśmy się je sprzedawać. Przynieślimy jakąś starą wagę i poszliśmy na drogę z jakimś prowizorycznym znakiem z ceną/kg XD oczywiście nikt się nie zatrzymywał a kiedy już myśleliśmy że tak się dzieje okazało się że to właśnie ten okradziony przez nas sąsiad do którego żona zadzwoniła że sprzedajemy jego orzechy. No nic, zmieniliśmy plan, zaczęłiśmy z tym chodzić po domach i tak zarobiliśmy sporą sumkę (chyba, średnio wtedy liczyliśmy). Pech chciał że pokłóciliśmy się przy podziale i młodszy kuzyn któey wtedy do nas dołączył zaczął się pruć o większy przydział a kiedy kazaliśmy my mu spylać poszedł na skargę do mamy. Ciotka zrobiła nam z dup jesień średniowiecza i kazała chodzić po ludziach i oddawać pieniądze - orzechów nie odzyskaliśmy ani my ani sąsiad.
@Steallar10 ай бұрын
Budowanie bazy to taki klasyk, że szok. Jak byłem dzieciakiem to wraz z kuzynostwem budowaliśmy sobie bazę gdzieś na tyłach domu (żyłem na wsi). No i budujemy, znosimy jakieś garnki, randomowo kompletnie znalezione pustaki, nawet jakiś worek z cementem czy coś się ostał (i stał się częścią "ściany"). W pewnym momencie kuzynka wpadła na pomysł, że zgarnie taki wysoki gruby jak moje czoło (nie bez powodu porównanie) drąg i zaczyna go targać, trzymając pionowo w rękach, w kierunku bazy. Już na miejscu była, kiedy nagle wypuściła go z dłoni idealnie w momencie, w którym obejrzałem się żeby zobaczyć co robi. Jak mnie ten drąg walnął w czoło to głowa mała. Już się miałem rozbeczeć, ale mnie skubana wyprzedziła i przez jej płacz tak się zestresowałem, że zapomniałem o własnym bólu. I jeszcze ochrzan od jej i swojej mamy dostałem, haha :D.
@matusiklukasz10 ай бұрын
Moja żona mówi mi, a oglądamy razem ten odcinek, że miała czarnego Bionicla i szyła mu sukienki xDDDD
@Izai-nm4qs6 ай бұрын
Ja u kogoś z rodziny dorwałam Action-Mena i był mężem dla mojej lalki Barbie :)
@aizel100410 ай бұрын
Boże, ja pamiętam, jak byłam w 4 klasie, to na topie u mnie na osiedlu było Heroes III, a jako, że to były czasy, że jednak nadal więcej siedziało się na dworze, to z kolegami z osiedla doszliśmy do wniosku, że na dworze, też chcemy grać w Heroesy. Więc zaczęliśmy zbierać po osiedlu różne-różniste kapsle po piwach. Pamiętam, że jeszcze prosiłam rodziców, że jak będą mieli jakieś, to mają mi zostawić, bo my "gramy w kapsle". Każdy konkretny kapsel był konkretną jednostką i ustaliliśmy że mogą się ruszać o daną ilość pól. Do tego, w piaskownicy budowaliśmy zamki i tam odgrywaliśmy epickie bitwy. Ale najlepsze było to, że zamiast trzymać te kapsle gdzieś w domu albo chociaż skitrane gdzieś w jakiś krzakach czy coś, to trzymaliśmy je pod tymi takimi kratkami do wycierania butów co są w wejściu do bramy i niestety pani dozorczyni wywaliła nam tonę kapsli i musieliśmy na nowo odbudowywać naszą kolekcję D:
@AllHomiesAllowed9 ай бұрын
Rzecz działa się w gimnazjum, ale jak widać gdy się jest głąbem, to wiek nie determinuje absolutnie nic. Nie pamiętam dokładnej granicy wiekowej, ale wydaję mi się, że 13-latkowie w mojej szkole mogli przystępować do egzaminu na kartę motorowerową. Jako że wychowywałem się w mocno zalesionej, niewielkiej miejscowości, tak zwanej "sypialni dużego miasta" - warunki do jazdy motorowerem/skuterem były znakomite i można się domyślić, że posiadanie motoroweru było celem kazdego z nas. Mój najlepszy kumpel miał starą Jawę 220 Skuter, mnie przypadła Jawa 223 Mustang, gdyż taką samą mój ojciec jeździł za młodu i postanowił kupić jeszcze jedną swojemu synowi. Obie maszyny były rozwiązaniem dość niszowym i budżetowym w porównaniu z nowym skuterem z marketu lub bezawaryjnym Simsonem, nie mówiąc już o motocyklach enduro małej pojemności, które otrzymywali chłopaki z naprawdę zamożnych domów. Moja Jawa była piękna. Co ciekawe - piękna jest nadal, bo wciąż ją mam i tak jak przed laty - nie jeździ. Mój motorower od początku był awaryjny. Co chwilę trafiał do tego samego mechanika, który kolejny raz coś w nim grzebał i zapewniał mojego ojca, że tym razem już wszystko będzie ok. Jeździłem jakieś dwa tygodnie do następnej awarii i tak w kółko. Pewnego razu ja i mój najlepszy kumpel pojechaliśmy "pojeździć" naszymi Jawami. Był z nami jeszcze jeden kolega, tyle że jemu rodzice nie kupili motoroweru i towarzyszył nam na rowerze (spokojnie, nie zostawał w tyle, robiliśmy bardziej coś w rodzaju zlotu). Kończąc spotkanie, spróbowałem uruchomić mój motorower, zapalając go klasycznie "z kopa". Nie działa. Inną metodą jest odpalanie motoroweru "na pych" (biegniesz trzymając sprzęgło, następnie puszczasz i szybko wskakujesz na motocykl, podczas gdy rozpędzone koła i skrzynia biegów doprowadzają do zapłonu silnika). Gdy już obie metody nie działały, to znaczy że sprawa jest poważna. Do domu nie miałem daleko, ale jako durny gimbus pomyślałem że w końcu odpali, tylko trzeba biec dłużej o szybciej. Nie pamiętam kto na ten pomysł wpadł, ale był to pomysł nad pomysłami, godny największego debila wszech czasów. Postanowiliśmy holować motocykle, przywiązując linę do brzucha kierowcy holującego (mojego najlepszego kumpla) oraz do kierownicy motocykla holowanego (mojej Jawy) w taki sposób, by lina przywiązana była ASYMETRYCZNIE do jednej ze stron kierownicy (nie na środku) Pamiętam jeszcze hasło skierowane do mnie: "w razie czego krzycz!". Rzecz się dzieje. Kumpel rusza powoli swoją sprawną maszyną. Sznur napręża się między pojazdami - jedziemy, nabierając prędkości. Puszczam sprzęgło, podejmując próbę odpalenia "na pych", ale tym razem jest łatwiej, bo już siedzę na Jawie. Brak reakcji. Motocykl nie odpala, a puszczenie sprzęgła skutkuje szarpnięciami próbującego zadziałać silnika. Szarpnięcia na naprężonej linie w połączeniu z asymetrycznym przywiazaniem jej do kierownicy mogły skończyć się tylko w jeden sposób - lina szarpnęła za tę stronę kierownicy do której była przywiązana, wyrywając mi ją z ręki i wywracając moją Jawę na jezdnię, przy okazji zrzucając głupiego jeźdźca (mnie). Krzyczałem, lecz dźwięk silnika starej Jawki zagłuszy wszystko. Moja Jawa Mustang ciągnięta bokiem po ziemi wytworzyła taki opór, że koledze prawie trzewia zmiażdżyło. Został on pociągnięty liną do tyłu, wypuszczając swoją Jawę przed siebie, prosto w okoliczne drzewo. Kolega na rowerze czuł, że ta akcja może przejść do historii, nagrywał więc to swoim Sony Ericssonem w ziemniaczanej jakości. Wiele bym dał, by to nagranie obejrzeć jeszcze raz, niestety historia zmiany telefonów, znajomych i technologii ukryła nagranie gdzieś głęboko na jakimś nośniku danych i nie wiadomo czy kiedykolwiek ktoś je kiedyś obejrzy. Cała akcja pozostanie za to w mojej pamięci, bo zrobić coś takiego i wyjść z sytuacji bez szwanku - to tylko człowiek głupi, młody i nieświadomy potrafi. Nie tylko mój motocykl przetrwał do dziś - przyjaźń dwóch idiotów również ;)
@HotBlueFondue10 ай бұрын
Apropo budowania baz. Rok AD 2010, świeżo po tragedi znanej wszystkim. Ja z kumplami żeby uczcić pamięć poległych, chcieliśmy wybudować baze, ale nie byle jaką baze, największą, najwyższą na wiosce. Problem był, że skoro wszystko miało być naj to nie możemy urzyć zwykłego drewna, o nie. Wiedzieliśmy, że niedaleko mieszkająca koleżanka ma dostęp do nowiutkich desek, w zamian za dostęp do naszej siedziby miała udostępnić towar. Więc uzbrojeni w sprzęt i w dobrą lokalizacje między trzema blisko rosnącymi drzewami, rozpoczęliśmy budowe. Po dwóch tygodniach powstała ona, piękna, pachnąca, dwu piętrowa ! ( pewnie łamiąc przy tym wszystkie możliwe przepisy budowlane i bezpieczeństwa ). Byliśmy zachwyceni. Do czasu. Przyszedł wku*wiony Ojciec koleżanki, bo okazało się, że ów deski miały iść na jego altanke xD Jak nie złapał za łom i wszystkiego nie rozwalił to pewnie już bym tego nie pisał, całe szczęście był bardziej skupiony na odzyskaniu desek. Nie wiem jak jako 13 latkowie nie założyliśmy firmy budowlanej, bo tamta budowla bardzo długo opierała się domentażowi Ojca koleżanki.
@robdob535010 ай бұрын
rocznik 92. średnie miasto pod Warszawą. Małe osiedle na końcu miasta, wokół tylko wsie, krzaki, lasy i dziki sad, który był postawą wyżywienia w okresie letnim. Nie robiliśmy wojen. Byliśmy pojednani. Za to rywalizowaliśmy sportowo między sobą. Skoki w dal z osiedlowej górki (żeby latać po kilkanaście metrów z wysokości na oko pierwszego piętra- dziś bym sobie nogi połamał- to pewne xD ). Zimą na górce była skocznia, która wyrzucała saneczkarza na dwa metry. Oczywiście, że była polewana wieczorem wodą, żeby następnego ranka była gotowa. Naturalnie szałasy, podchody, chowany- wszystko co inni, ale z takich mniej popularnych zajawek, to wymyśliliśmy berka na drzewie, po którym ganialiśmy się jak małpiszony w 4-10 osób. Były też eksperymenty... jak podpalanie suchej łąki, wrzucanie puszki gazu/dezodorantu do ogniska, domowe miotacze ognia, detonowanie kilku złączonych achtungów (które w tamtych czasach i tak były mocniejsze od tych obecnych), czy częściowe wyburzenie starej ruiny zakładu przemysłowego na odludziu (ręcznie i młotkami dało się powyjmować cegły, przez co zawaliliśmy dwie ściany i piętro) Nie wiem jak, ale nikt nigdy nie ucierpiał, ani nie miał poważnego przypału... Z mniej niebezpiecznych była zabawa w chowanego w piwnicy, w kompletnej ciemności, gdzie nie dość, że trzeba było wymacać typa, to jeszcze go rozpoznać i ogłosić, oraz dobiec przed nim do zaklepywanki (punkt w którym zaczynał liczyć). W przypadku pomyłki, pomylone osoby były automatycznie zaklepane i nie uczestniczyły w dogrywce na szukacza w następnej rundzie. Tam to były jaja. Bo bywało, że ktoś się przekradał po cichu dosłownie obok, albo hałasowali z drugiego końca piwnicy, dla zmyłki, rzucali w siebie przedmiotami, czy wspinali się po drzwiach i na "spidermana" między ścianami, żeby uniknąć wykrycia.
@arkadiuszborowski313110 ай бұрын
Ja z moimi kolegami na osiedlu też mieliśmy wojny plemienne, kiedyś gdzieś na ulicy znaleźliśmy pełno płyt meblowych, zbudowaliśmy z tego domek na drzewie, grupa innych dzieciaków była mocno zazdrosna o to i też chciała wejść, na szczęście mieliśmy zapas strzał i łuki zrobione wcześniej, też bez zastanowienia strzelaliśmy do siebie, zaostrzonymi strzałami i z lotkami od martwego gołębia, ich dzidy i miecze z kiji nie dały rady łucznikom ostatecznie, jednak pod koniec zeszliśmy stoczyć ostateczna bitwę na kije, straszna nostalgia
10 ай бұрын
ja pamiętam jak z kuzynką chcieliśmy się bawić w pogrzeb, tylko nie mieliśmy żadnych "klientów". Wchodząc do drewutni znaleźliśmy siekierę dziadka no i starsza ode mnie 5 lat kuzynka wpadła na pomysł, żeby ukatrupić koniki polne. Także jako 8 latek prawie straciłem palce trzymająć koniki polne a następnie jaszczurkę, żebyśmy mieli jak zrobić cmentarz. Całkiem to przerażające
@aya.yama885310 ай бұрын
No, przerażające 😮😬
@panna_marcowa10 ай бұрын
Ja byłam raczej spokojnym dzieckiem i nie mam takich fajnych historii. Za to jakiś człowiek pochodzący z moich okolic musi mieć niezłą traumę za sprawą mojego taty. Otóż musicie wiedzieć, że mój ojciec jest strasznie cięty na idiotów wyrzucających śmieci do rowu. Jego największym życiowym celem jest przyłapanie kogoś na gorącym uczynku. Lata temu, pewnego letniego dnia, tata kosił trawę przed domem i za płotem dostrzegł następującą sytuację: dzieciak zsiada z roweru, wrzuca reklamówkę z zawartością do wyschniętego rowu i odjeżdża. Ojciec, nie zastanowiwszy się długo, ruszył w pościg. Biegł i krzyczał STÓJ, ale dzieciak oczywiście zdrowo pedałował, aż do momentu w którym mój stary zakrzyknął STÓJ BO CIĘ ZABIJĘ. Dzieciak zsiadł z roweru i zgarnął srogi opierdol za śmiecenie, jednak to, czego mój tata nie mógł się spodziewać to wytłumaczenie tego biednego chłopaka, który w tym rowie zostawił drugie śniadanie dla ojca, który pracował w polu. Anonimowy, zapewne już dorosły rowerzysto, chcę Cię bardzo przeprosić za mojego starego, on chciał dobrze.
@Michalmutu10 ай бұрын
Kiedyś podczas wakacji poszliśmy z 2 kuzynami do opuszczonej fabryki koło torów. W środku nie było już żadnych maszyn, ale szyby w oknach były jeszcze całe. A że oglądaliśmy wtedy często amerykańskie filmy akcji to szybko ze starszym kuzynem namówiliśmy tego najmłodszego żeby wyskoczył przez okno z szybą "jak komandos". Kuzyn nie chciał być cieniasem i muszę przyznać, że zrobił dokładnie tak jak mu kazaliśmy, wyskakując przez okno tłukąc przy okazji szybę. Na szczęście wystawił do przodu ręce, więc do szycia były tylko dłonie i łokcie, a twarz przetrwała bez urazu :)
@SlawekDyszel9 ай бұрын
W drugiej klasie podstawówki na przerwie wyszedłem przed szkołę i kręciłem się gdzieś przy rogu budynku. Zaczepił mnie starszak (myślę że 5-6 klasa) i poprosił o popilnowanie plecaka. Czas mijał, usłyszałem dzwonek na lekcję i po chwili zacząłem się niecierpliwić. Kompletnie nie wiedziałem co począć więc zrobiłem to, co wówczas wydawało mi się najlepszym wyjściem z sytuacji - nasikałem do tego plecaka i poszedłem na lekcję. Opowiedziałem o sytuacji kolegom i jakimś trafem dowiedziała się o tym wychowawczyni - kompletnie to olała, podobnie jak ja czyjeś zeszyty, podręczniki i prawdopodobnie kanapki :D Gdy myślę o tym po latach to podejrzewam, że ów starszak zrobił komuś kawał zabierając ten plecak, po czym miał podwójną satysfakcję wrabiając mnie w pilnowanie zdobyczy. Jeśli mam rację to wiele bym dał żeby się dowiedzieć, czy nie obróciło się to przeciwko niemu i nie poniósł konsekwencji mojego czynu. Sytuacja miała miejsce ponad 20 lat temu, więc nie ma mowy o nagraniach z monitoringu i temu podobnych sprawach. Do dzisiaj pozostaję bezkarny.
@mazek85810 ай бұрын
Ja za to zrobiłem w wieku 6-7 lat coś, czego żałuję chyba najbardziej w swoim życiu i nic tego później nie przebiło. Przez 2 lata przedszkola zbierałem pokemonowe tazos. Miałem sporą kolekcję plastikowych i metalowych. Miałem na to ciśnienie takie, że raz matkę namówiłem, żebyśmy nie szli do kina i za równowartość biletów kupimy czipsy (tamte konkretne byly puste xD). Ostatniego dnia przedszkola zapomniałem zabrać swojej torebki z całą kolekcją. Naszło mnie olśnienie, ze mi się już trochę znudziły, a jak ktoś znajdzie, to będzie przeszczęśliwy bo ja bym był tez w tej sytuacji. No i nigdy po nie nie wróciliśmy. Jeśli jest tu ktoś kto to znalazł, to odkupię xD Przedszkole w Otwocku, zgłoś się proszę xD
@powerbandit91910 ай бұрын
Mała miejscowość, w bliskiej okolicy jezioro, blaszane garaże, bloki, tartak, opuszczona mleczarnia i hangar koksowy przy kotłowni w jednym z bloków. Mieliśmy do dyspozycji plac zabaw z miejscem na ognisko, jedną bramkę oczywiście bez siaty, boisko w formie klepiska i solidną piaskownice z betonowym murkiem po obwodzie. Jedną z popularniejszych zabaw było kap kap, czyli na patyku pali się plastikowa butelka, najlepiej baniak 5l, operator włazi na ławkę, trzyma kap kap jak najwyżej, a reszta biega w bliskiej okolicy, chodziło o to ze kąpiący plastik spadając wydawał dźwięk jak salwa ruskich katiuszy. Do dziś mam kilka blizn na przedramieniu, największy kozak odpalał kap kap w sandałkach na rzepy przy wietrznej pogodzie. Druga zabawa to granat, znosiło się z chaty nowe dezodoranty i lądowało do ognicha zazwyczaj wieczorem, po czym należało wskoczyć do bunkra czyli piaskownicy w celu prowadzenia obserwacji zapłonu. Kiedyś kumpel przyniósł potężny, nowy spray xxl do włosów i bardzo się podjarał możliwością przeprowadzenia kontrolowanej detonacji. Siedzimy już w bunkrze, kolo wrzuca i biegiem wraca do nas. No i wskakując do bunkra niepotrzebnie obrócił się w locie, uderzając głową w betonowy murek obwodowy piaskownicy przy lądowaniu. Nie zobaczył detonacji.
@zajuncpolny44310 ай бұрын
Chłopie nawet nie wiesz jak doceniam taki wesoły powrót do wspomnień z dzieciństwa! Mam nadzieję, że będziesz kontynuował serię wspominek. Mam wrażenie, że przypomniałam sobie jak można się cieszyć miłymi wspomnieniami. Te grafiki AI to złoto, potrzebuje tego więcej na yt. XD
@ciszoo10 ай бұрын
Świetny to jest kontent, pozdrawiam serdecznie i smacznej kawusi ✨
@weronikaglowacz60710 ай бұрын
Mój wujek handlował na targu różnymi pierdolami - w tym petardami i fajerwerkami w okresie sylwestrowym. Z tego tez powodu u mnie w domu pojawiały się okazjonalnie jakieś małe petardy takie jak ahtungi czy „pszczółki” ponieważ był to idealny prezent dla mnie (lvl6) i mojego brata (lvl 8). Nasza mama dowiedziała się po 15 latach, ze gdy mówiliśmy jej ze idziemy bawić się w wojnę na ogrodzie, odtwarzalismy prawdziwe pole bitwy dla małych plastikowych żołnierzyków. Ustawialismy je na murku i przywiązywaliśmy do nich małe petardy - głównie właśnie owe pszczółki i urządzaliśmy im „rozstrzelanie”. Do dzisiaj ostał nam się jeden żołnierzyk, nasz święty Graal, nazwany kapitanem nieśmiertelnym ponieważ jako jedyny mimo wielu wybuchów był niemalże nienaruszony. Jakim cudem mamy wszystkie kończyny? Nie mam pojęcia, ale jest to moje ulubione wspomnienie z dzieciństwa XD
@liannarte08610 ай бұрын
SIemanko! Jak miałem jakoś 11 lat to z kumplami byliśmy na ognisku z okazji zakończenia sezonu piłkarskiego i tak się złożyło ze po chwili nikogo prócz mnie i ziomka nie było, wszyscy sobie gdzieś poszli jak się okazało ja i dwóch typów musieliśmy przejść przez ''chrzest''' bo to był nasz pierwszy sezon. Kazano nam dzwonić do drzwi jednego gościa i uciekać , ja akurat dzwoniłem jako trzecia osoba i nagle stało się to XD. Zostałem postrzelony w tył głowy z wiatrówki jakoś z 3m bo gościu już się czaił pod drzwiami XD na szczęście nie było to aż tak bardzo poważne ale blizna wielkości około 4-5 cm jest sobie na mojej łysej głowie XD. najciekawiej było wytłumaczyć rodzica ze dziecko zostało postrzelone.
@zuzannasosnowska413510 ай бұрын
Historia o brzozach przypomniała mi, jak za dzieciaka razem z koleżanką wyrwałyśmy konwalie w pobliskiego lasu i użyłyśmy ich jako "waluty" w naszym leśnym sklepie (wydawanie reszty w szyszkach nam się znudziło). Do końca życia będę pamiętać, że konwalie są pod ścisłą ochroną.
@Alzaro10 ай бұрын
Ja mialem identyczne sytuacje z budowaniem baz, domków na drzewie! też jestem chłopakiem z osiedla, niedaleko bloków były łąki z fajnymi drzewami, oczywiście dobry teren pod zabudowę nie tylko dla nas 😅 Materiałów dostarczali nam okoliczni budowlańcy kiedy tylko kończyli pracę by włamywaliśmy się na plac budowy, łaziliśmy po murach i dopiero postawionych ścianach, skakaliśmy takiego wybudowanego piętra na kupę pachu albo raz na watę do ocieplania, nie polecam wszystko swędziało i nie dało się oddychać przez te kłujące drobinki xd po parkurach wynosiliśmy tyle desek i gwoździ ile się dało i chodziliśmy budować domki na okolicznych drzewach. Takie bazy najpierw stały dość długo, dopóki budowlańcy się skumali gdzie ginie ich drewno. Jaki był nasz smutek i zdziwienie kiedy zastawaliśmy na drugi dzień kompletnie zniszczoną Baze! wykradli nam dobre dechy a my musiliśmy szukać bardziej schowanych miejsc. Budowanie skończyło się jak któregoś razu zbudowaliśmy domek na ziemi bo wszystkie drzewa były już obserwowane przez złych budowlańców. No więc wybudowaliśmy zajebistą chawire, ja przyniosłem z piwnicy narzędzia ojca i żeby tego nie nosić to zostawiałem na bazie. Raz przychodzimy a tam zgliszcza wraz z moimi narzędziami, pamiętam tylko kawałek metalu który został z takiej zajebistej wiertarki na korbkę którą zajebałem staremu z piwnicy. Dookoła były normalnie drzewa, krzaki i sucha trawa. Pewnie ekipa budowlańców pilnowała żeby spalił się tylko domek :(
@hibikinakashima176010 ай бұрын
'97 here. Nie wiem jak nasze pokolenie przeżyło do lat dorosłych. Ja na ten przykład za dzieciaka z koleżanką ścierałam eternitowe dachówki na proszek, bo bawiłyśmy się w alchemików (rak? nie słyszałam...). Regularnie łamaliśmy z ekipą zakaz buszowania po stodole sąsiada, wspinaliśmy się po snopkach siana na wysokość mniej więcej 1 piętra. Raz wbiłam sobie zardzewiały drut w nogę podczas łażenia po chaszczach i nie przyznałam się matce, chodząc z taką raną przez cały dzień (tężec? to jakaś francuska potrawa?). W nieco późniejszych latach skakaliśmy z balkonu pustostanu na ziemię (co prawda pierwsze piętro, ale zawsze), kolega raz wypchnął mnie prosto pod jadący samochód na ulicę, inny postanowił rzucić we mnie kamieniem - o parę centymetrów minął moją głowę XD No i mieliśmy bazę w takich chaszczach, że nie wiem jakim cudem żadne kleszczy nigdy nie złapało (a przynajmniej ja). Ehhh, chciałoby się wziąć fajny patyk i pójść walczyć z pokrzywami...
@minvmiminvmi158210 ай бұрын
Jeśli chodzi o historie z dzieciństwa na tzw „przypale” to chyba nikt mnie nie przebije 😂 Wyobraźcie sobie 4 latka siedzi na placu zabaw pod opieka babci, obok jej bloku. W pewnym momencie babci musiało się znudzić siedzenie tam i próbowała różnych sposobów na zabranie wnuczki do mieszkania. Nic nie działało AŻ zaczęła mówić że mama ma dziś jechać do jej kuzynek i jeśli teraz nie wrócą to mama pojedzie sama. Od słowa do słowa babcia powiedziała że mama jedzie sama. Byłam tak zła na babcie i mame że uwaga PODSTĘPEM powiedziałam jej żeby poszła inna trasa i spotkamy się na końcu jej bloku, DO SPOTKANIA NIGDY NIE DOSZŁO. JAKO 4 latka stwierdziłam że idę wyjaśnić swoją mame że co ona sobie wyobraża jeździć do moich kuzynek sama. 😂 Na szczęście praca mamy była dość blisko, podeszłam do okna żeby zobaczyć czy jeszcze pracuje (nie miałam zegarka a gdybym nawet miała to nie umiałabym powiedzieć jaka jest godzina XDDD). Nie widziałam jej, nie widziałam tez jej samochodu. I co? Myślicie że wróciłam do babci? Nope XDD zaczęłam iść do swojego domu. Widok małej dziewczynki z różowym plastikowym wózeczkiem w którym siedział stary PRL-owski miś z kółkiem do pływania na jego rączkach napewno musiał być bezcenny. W rodzinie zaczęła się panika, babcia zaczęła schodzić na zawał, znajomi rodzinny zaczęli jeździć po mieście żeby mnie znaleźć, a ja na wielkiej chillerce szlam do domu wyjaśnić mame 🥰 Jeden ze znajomych rodziców nawet mnie widział, ale los chciał ze w bliskim odstępie za mna szły 2 młode babeczki, wiec nie pamiętając jak wyglądam nie zatrzymał się 😂 Bezpiecznie dotarłam pod swój blok i usiadłam na ławeczce pod klatka. Podeszła wtedy do mnie sąsiadka, która wiedziała o całej akcji i zapytała co ja tu robię, odpowiedziałam że ✨czekam na mame✨. Mama akurat podjechała pod blok żeby znaleźć jakieś moje zdjęcie i zgłosić zaginięcie na policję. Cała historia skończyła się tak że mama zawiozła mnie pod blok babci (dobre pół mojego miasta trasy) i musiałam przeprosić babcie. Do dziś pamietam cała trasę i orientuje się w terenie jak nikt inny, a koleżanki mojej babci po 20 latach nadal nazywają mnie ✨uciekinierka✨
@JerrryXP10 ай бұрын
Gra w pieniążka nie była uda jeśli dłonie nie krwawiły i to do tego stopnia, że nauczyciele konfiskowali monety a dzieciaki się prześcigały w przynoszeniu coraz to większych i bardziej destrukcyjnych okazów numizmatycznych ich ojców
@sanxiscoo10 ай бұрын
o boże tak u nas ten temat poruszyła pani dyrektor na specjalnym zebraniu dla rodziców na sali gimnastycznej 😭 przez miesiąc nauczyciele wyrywkowo sprawdzali nam dłonie czy nie są poranione (graliśmy w kiblach) (i tak nas znaleźli)
@Hopsiaa10 ай бұрын
Siema, ja też rocznik 97, pozdrawiam serdecznie. Czasem się zastanawiam jakim cudem żyje, gdy przypominam sobie o placu zabaw na mojej starej ośce. Metalowe "małpie klatki", zardzewiałe huśtawki skrzypiące na całe osiedle, oraz zjeżdżalna z blachy, na której w lato można było sobie usmażyć kotleta. Osobiście padłam ofiarą właśnie tej małpiej klatki, były to takie dwa przecinające się metalowe łuki objęte jakoś czterema obręczami dokoła, po których można było się wspinać plus prosta rura w samym środku. Wszystkie atrakcje placu zabaw były opiaszczone i małpia klatka niby też, ale dzieciaki przez lata wykopały jej podstawę. Bawiąc się w berka, podłogę-to-lawę- czy co to tam było spadłam plecami na metalową rurę u podstawy, która wystawała i straciłam przytomność. Ocknęłam się po chwili i jedynie mogłam tylko ruszać oczami, wszystkie dzieciaki najpierw mówiły, że mam się nie wygłupiać, a potem zaczęły ryczeć przerażone xd. Znowu urwał mi się film i pamiętam potem jak w karetce dostaje zastrzyk. Na szczęście nic super poważnego sie nie stało, poza tym, że nie miałam czucia w nogach przez trzy miesiące, nie dali mi wózka i mama woziła mnie na lekcje do zerówki w wózku na lalki xd Niedługo potem zdemontowali zjeżdżalnie, bo ktoś przeciął sobie na niej nogę.
@kvzkazvzka10 ай бұрын
U mnie wśród dzieciaków na osiedlu krążyły opowieści o dzieciach, które zginęły na takich huśtawkach uderzone w głowę lub spadając z konstrukcji w kształcie rakiety z metalowych prętów, po czym miał im wypłynąć mózg 💀
@bartoszzakrokicki10 ай бұрын
Moja historia z bazami wyglądała tak... Mieliśmy z kolegami baze w lesie, przez który szły tory, na których stawał co jakiś czas pociąg. Nasza baza była za tymi torami, więc żeby się do niej dostać trzeba było przejść przez tory. Czasami gdy stał tam pociąg, przechodziliśmy pod nim. Ale do rzeczy. Za tymi torami były pola i mały lasek brzozowy, wszystko to odzielone było krzakami, więc nie było nas widać z torów. Między tymi brzózkami wykopaliśmy ogromną dziurę. Gdy w niej staliśmy nie było nas widać. Plan był taki, żeby zrobić tam różne pokoje, później przykryć to płachtą i liśćmy i zrobić taki a la domek. Gdy powiększaliśmy pewnego razu bazę natrafiliśmy na wielki kamień. Zaczęliśmy żartować sobie, że to bomba i krzyczeliśmy wtedy "bomba, bomba!". Później rozległ się krzyk dorosłego faceta "jaka bomba?". Trochę obsraliśmy gatki, ale odpowiedzieliśmy, że żadnej bomby nie ma i to tylko takie żarty. Następnie wróciliśmy do kopania. Po jakiś 5 minutach słyszymy dźwięk kogoś, kto przedziera się przez krzaki. Powiedziałem wtedy do kolegów lekko zduszonym głosem żeby byli cicho. To był ten sam chłop co krzyczał do nas wcześniej. Tylko że teraz gadał z kimś przez telefon o tej bombie. Powiedziałem do kolegów, że on chyba dzwoni po saperów. Spojrzeliśmy się na siebie z kolegą i zaczęliśmy uciekać przez krzaki. Kolega biegł pierwszy, a ja zaraz za nim. Pozostała dwójka ze strachu zamarła w bezruchu. Ja podczas ucieczki się wywaliłem, wtedy facet krzyknął do mnie "Ej kolego!". Zesrałem się jeszcze bardziej, nawet nie wstałem tylko biegłem na czworaka. Gdy biegliśmy przez pola znaleźliśmy jakąś małą rzeczkę w a la dolinie. Okazało się że to ścieki były. Wdrapaliśmy się na rurę, z niej na drzewo i jakoś znaleźliśmy się po drugiej stronie torów. Szybko pobiegliśmy w las i ukryliśmy się tam. Pozostała dwójka kolegów później do nas dołączyła i opowiedziała, że ten chłop próbował znaleźć jakieś przejście i gdy już prawie był na miejscu, oni pobiegli w jakieś krzaki i wyszli zupełnie inną stroną niż my. Później nie chodziliśmy tam przez rok, a jak tam wróciliśmy to też długo nie pochodziliśmy, bo zamontowali kamery koło torów i jak chcieliśmy pewnego razu przejść, to ziomek z głośników kazał nam uciekać i mówił, że policja już jedzie.
@tomaszw569410 ай бұрын
Pamietam jak z jednym kuzynem w 2kl podstawówki pod lasem za taką skarpą za nie używaną już szopą postanowiliśmy zrobić klatkę na kuzyna z naszego wieku którego nie lubiliśmy. Wzięliśmy jakieś pale tak jakieś 10cm średnicy, zaostszone na końcu i jakiś jebutny długi młot, no chyba z 10-15kg bo generalnie trzymaliśmy go we dwójkę żeby móc te pale wbijać. Następnie wzięliśmy takie płyty metalowe dziurkowane i dobraliśmy gwoździe tak żeby przechodziły przez to ale łepek zostawał i trzymał. Potem już tylko drzwiczki i kłódka znaleziona w tej szopie i cyk wołamy kuzyna że niby mamy nową bazę i czy chce zobaczyć, a jak tylko wszedł to go zamknęliśmy i zostawiliśmy na chyba z dwie godziny XD Ps. Z dodatkowych akcji w tym wieku były zabawy na własnoręcznie wystrugane łuki i miecze, albo nadupcanie sie, jako mieczami świetlnymi starymi świetlówkami, czy tez robienie paralizatora z baterii, wkrętów i drutu. Piękne dzieciństwo
@tuzu572310 ай бұрын
Ja domek na drzewie kiedyś budowałam, ale na szczęście dla moich rodziców na należącej do nas działce, jakiś niecały kilometr od domu mojej babci, skąd na rowerach przewoziłyśmy z przyjaciółką jakieś stare deski wygrzebane z garażu. Niestety zdążyliśmy zrobić tylko "fundamenty", khym co sumie bardziej tratwa nam wyszła, ale się trzymało. Potem okazało się, że nasza tratwa będzie na ognisko. Ale po tym wydarzeniu mój tata postanowił z wójkiem wybudować nam prawdziwy domek na drzewie, i deski ostatecznie skończyły na placu u babci, a domek niczego sobie, był oparty na 2 drzewach, nawet chyba miał zadaszenie, potem jakieś pieńki tam jako umeblowanie wciągaliśmy... W każdym razie lepsze i tak były bazy na jakiś dzikich łąkach. Swoich "osiedlowych" wojen nie miałam, ale zdążały się przeskoki przez jakieś ogródki tak, aby dostać się na łaki szybciej, a potem łamałyśmy najniższe gałęzie takich niskich rozłożystych iglastych drzewek i z całych takich wachlarzy robiłyśmy szałas, w komplecie z wieszakami na plecaki, stołkami z kamieni XDD, płotem, który z jakiegoś powodu nie chciał stać pomimo profesjonalnego wkopania w ziemię, oraz (z czego jestem najbardziej dumna) oświetleniem zrobionym z jakiejś diody znalezionej w składziku taty, pudełka po tiktakach i drucika. W jakiś sposób dało się kontrolować dociśnięcie metalowej blaszki,więc dało się to włączać i wyłączać.
@emiliachoina219810 ай бұрын
Gdy chodziłam do podstawówki (klasa 1-3) ciocia przeniosła swoją córkę, a moją siostrę cioteczną do mojej klasy (obie jesteśmy w tym samym wieku i w dodatku urodziła się dzień po mnie). Przez to, że codziennie razem wracałyśmy, nie wracałyśmy od razu do domu i prawie zawsze szłyśmy gdzieś na wieś i wracałyśmy po paru godzinach, i jednego dnia, gdy zbliżałyśmy się do bramki szkolnej po lekcjach, siostra wpadła na genialny pomysł, że przejdzie nad nią, zamiast normalnie ją otworzyć i wyjść. Napomknę, że całe ogrodzenie wraz z bramką na jej końcach znajdują się ostre zakończenia, przez które rozdarła sobie spodnie w kroku. Pamiętam do tej pory jej przerażenie w oczach i to jak powoli szła, by nie było tego aż tak widać, a ja miałam beke xd Co do karteczek w czasach podstawówkowych, pamiętam że u mnie zapoczątkował to kolega Łukasz. Ja byłam tym zachwycona i gdy wróciłam do domu od razu powiedziałam o tym siostrze, a potem my razem mamie, a potem jeszcze przyjaciółce (teraz byłej), a ona swoim siostrom i wymieniałyśmy się później tylko między sobą Witchami, Winxami, Hanną Montaną, księżniczkami Disneya czy Kubusiem Puchatkiem. To były dobre czasy, a segregatory z karteczkami dalej mamy xd Pamiętam też jak z siostrami i braćmi ciotecznymi karczowaliśmy pokrzywy większe od nas, bo byliśmy przecież gówniakami. Siostra ze względu na to, że była najstarsza była oczywiście przewódcą i to ona zlecała zadania. Jednym z pomysłów było zrobienie wychodka w pokrzywach i nieważne, że potem parzyły w dupę xd Miały być góra dwie-trzy opowieści, ale no muszę, bo się uduszę xd Za dzieciaka, pojechałyśmy do babci, a obok babci mieszka ciocia, która miała agresywnego Owczarka Podhalańskiego, i który to latał spuszczony tego dnia przy otworzonej u nich bramce, a my, żeby zaznać trochę adrenaliny w życiu postanowiłyśmy, że będziemy podchodzić, a potem uciekać, kiedy nas zobaczy i będzie leciał w naszym kierunku xdd
@michasztuka825610 ай бұрын
PYSZNA CZEKOLADA SMACZNE ORZECHY! ZDROWE MLEKO W LEKKIM KREMIE!!! dzięki za video.
@mehehefas327710 ай бұрын
My do tej piosenki dodaliśmy własną ideologię, jak śpiewaliśmy to się palcem pokazywało różne części ciała: Pyszna czekolada - dupa, Smaczne orzechy - jajka, Zdrowe mleko - "klatka piersiowa", W lekkim kremie - znów jajka xDD Byliśmy dziwnymi dziećmi
@michasztuka825610 ай бұрын
@@mehehefas3277 jest to wiedza której nie szukałem, ale którą dostałem. Wiedza jest przywilejem, dziąkuje ci.
@Fruktozs10 ай бұрын
u mnie na osiedlu była giga fiksacja budowania klubów na dachach śmietników, czy innych mini budynków z agregatorami jakimiś. Na każdym z tych dachów były jakieś dywany, krzesła, ścianki dorobione z desek, nawet raz jakiś zepsuty parasol tyskiego był na jednym z takich klubów. wszystko na własnych barkach wynosiliśmy z śmietników. Dosłownie włamywaliśmy sie do śmietników by wynieść zepsute meble i je postawić na dachu takiego śmietnika. pamiętam że były miedzy klubami bitwy, bo kluby miedzy sobą kradły co lepsze kąski. Zawsze takie kłótnie rozstrzygało się za pomocą badyla od lipy albo biczem zrobionym z gałązki wierzby. Jakiś geniusz zbrodni w naszej szkole wpadł na to aby zachęcić młodzież do uczestnictwa na zajęciach szermierki organizowanymi niedaleko szkoły, to pójdziemy na taki trening w ramach zajęć z wf albo wycieczki (?). Po tych zajęciach zaistniała RZEŹŃ. Walczyliśmy do upadłego o jedną sofę co choć zagrzybiała, to była niewygodna.
@Pijanysiusiak6910 ай бұрын
U mnie, za dzieciaka, były jeszcze Bakugany. Łączyliśmy je w zabawach z Beybladesami, i razem staczały one niewiarygodne bitwy w miskach, gdyż nikt nie miał areny. Pamiętam, jak jako dziecko zawsze chciałem mieć niebieskiego Bakugana, żeby pasował do mojego Beybladesa. Jakiś dzieciak starszy ode mnie o 4 lata powiedział, że sprzeda mi go. Oczywiście, nie miałem żadnych pieniędzy, a nawet nie znałem ich wartości, ale niebieski Bakugan to niebieski Bakugan, więc powiedziałem mu, że zaraz wracam. Poszedłem do domu i w ciszy zabrałem garść monet z takiej skarbonki, do której się po prostu wrzucało grosze na jakieś zbiórki, typu "Góra Grosza". Zakładam, że w tej garści nawet złotówki nie było, ale pobiegłem uradowany do gościa, a ten powiedział mi, że jeszcze jedna taka garść i mi go da. Więc znów poszedłem, ale tym razem zostałem przyłapany przez rodziców na podbieraniu kasy i nigdy już nie ujrzałem ani niebieskiego Bakugana, ani poprzedniej garści groszy...
@jaxparrow8710 ай бұрын
Ale mi wspomnienie odblokowałeś. Moi dziadkowie mają działkę na wsi i jako dzieciak często tam jeździłem głównie na wakacje albo wiosną. No i za tą działką był długi odcinek polany ze strasznie wysoką trawą (także przebrnięcie przez to to była poważna ekspedycja) i potem wchodziło się do lasu. Tam kawałek trzeba było iść i oczom ukazywała się sceneria jak ze snu - pusta polana i pośrodku niej gigantyczna góra piachu. Zawsze kochałem się tam bawić bo można było po niej biegać, zjeżdżać z niej, używać piachu do budowy, zdobywać jak mount everest i generalnie czego dusza zapragnie. Dawno tam już nie byłem i szczerze nie wiem nawet czy ta górka dalej tam jest, ale zrobiła mi dzieciństwo
@rinokazaki614510 ай бұрын
Moja podstawówka byla bardzo blisko rzeki oraz trzech kompleksów fortów. Był zakaz bawienia się nad rzeką, ale ponieważ była o a bardzo blisko boiska i trybun, to z kolegami z klasy i koleżankami bawiliśmy się w 'bazy'. W rzeczywiście chlopaki po prostu wyninali nożyczkami do papieru wszystko co buło na ich drodze i pili wodę rzeki (tuż obok była oczyszcalnia ścieków). Dochodziło także to 'bitew'. W praktyce po prostu ganialiśmy się po bagnach. Ja z koleżanką wpadłyśmy do strugi i straciliśmy buty, które utknęły w błocie. Musiałyśmy wrócić w zabloconych skarpetkach do świetlicy. Nigdy nie powiedziałyśmy rodzicom co się stało z tymi butami, ale oni i tak wiedzieli o co chodzi, bo finalnie moje adidasy wróciły do domu. Do do fortów, to niestety byly zamurowane albo zamkniete, ponieważ pokolenia naszych starych wrzucało niewypały do ognia, które rozwaliły z trzy wejścia do bunkrów
@xsnakexx10010 ай бұрын
Dobra, to tematycznie, bo ostatnio wielkanoc, śmigus dyngus itd. Ja od małego z siostrą bliźniaczką mieszkaliśmy w centrum dużego miasta, wtedy byliśmy jeszcze w przedszkolnym wieku, mało co trybiło w tych głowach. Wiadomo jak wyglądał śmigus dyngus kilkanaście lat temu, wszyscy biegali z pistoletami na wodę i wiadrami i cała nasza okolica oblewała się wodą. Więc ja z siorą podobnie, dostaliśmy od rodziców pistolety na wodę i biegaliśmy po dużym podwórku kamienicy po drugiej stronie ulicy. Problem nastąpił wtedy, gdy skończyła nam się woda w pukawkach, a nie chciało nam się iść kolejny raz do domu. Wpadliśmy na genialny pomysł, by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, czyli brak wody i... potrzebę zrobienia siku xDDD. Ukrylismy się za wierzbą z długimi nitkami i najpierw ja wysikałem się do pistoletu, a potem moja siostra. Na szczęście starczyło nam tylko na jeden pistolet xD. Pobiegliśmy do dzieciaków z podwórka i wszystkich spryskaliśmy naszym moczem. Niektóre dzieciaki były starsze od nas i zczaily się, że coś tu nie gra, bo walą jak jakieś zaszczans śmierdziele. My bardzo inteligentni poinformowaliśmy ich, że to nasze siki, bo myśleliśmy, że to śmieszne. Dzieciaki wpadły w panikę i porozbiegały się do domów przebrać się i umyć. Zdążyły nam zagrozić, że z rodzicami przyjdą pod nasz dom. No i jeden z dzieciaków tak zrobił, wziął starszego brata i przyszli do naszego ojca poinformować o tym co zrobiliśmy. Ja z siostrą wiedzieliśmy jak absurdalnie brzmi ich historia(chociaż była prawdziwa) i wyparliśmy się wszystkiego xd. Jakimś cudem tata nam uwierzył i obyło się bez kary. Przez kolejne tygodnie unikaliśmy wychodzenia na podwórko xD.
@gastherr9 ай бұрын
Mega XD super historia
@vijo961110 ай бұрын
Jak miałem z 12 lat to przeżyłem pierwszą wojnę podwórkową XD. Zaczęło się od tego że kolega o 2 lata starszy zaczął się wyzywać z jakimiś dziewczynami z podwórka obok, które siedziały w otwartym oknie na ostatnim piętrze budynku. Nasze podwórko od drugiego oddzielał mur i siatka na jego szczycie, więc nie szło tego tak o przejść. W trakcie wyzwisk kolega powiedział że jedna z dziewczyn jest płaska, na co niespodziewane jedna z nich pokazała mu że jest w błędzie XD, widziałem tą satysfakcję na jego twarzy na co odpowiedział "ale masz brzydkie cyce"... Co rozpętało wojnę. Jakieś dzieciaki po drugiej stronie zaczęły się pytać czy ma jakiś problem do ich koleżanki, po czym poleciał pierwszy kamień z ich strony nad murkiem :U. My zdziwieni a tu lecą kolejne, podeszliśmy bliżej murku i sami zaczęliśmy rzucać czym popadnie z ziemi, patola fchuj, ale nie były to jakieś wielkie głazy i w sumie nikt niczym nie oberwał, w pewnym momencie przy dziurze w ścianie zobaczyliśmy wielki metalowy drut, którym ktoś chciał nas poturbować przez otwór jak zobaczył ruch. Jak ostrzał się skończył poszliśmy z bratem do chaty a starsi koledzy uznali że pójdą się rozejrzeć 😅
@mehehefas327710 ай бұрын
Mniej więcej 4 klasa podstawówki, wbiłem za piłką na dach sali gimnastycznej w której akurat odbywał się komers 6 klasistów bo któryś ze znajomych kopnął tam piłkę i chciałem ją zdjąć a jako że byłem już z kolegami na tym dachu wcześniej, to wiedziałem jak tam wejść (ogólnie byłem człowiek małpa bo wszędzie się wspinałem), budynek wysoki na ok. 3 piętra, więc wbiłem na przylegający mniejszy budynek po rynnie i ostatecznie po piorunochronie na ten wysoki ok. 3 piętrowy, jak już zrzuciłem tą piłkę to chłopaki ją tam znów kopali i taka była "zabawa", w pewnym momencie przechodziła Pani dyrektor i jeden z chłopaków mnie sprzedał że ja tam siedzę, ona w panice zaczęła mnie wołać a ja nic, zero oznak życia, dodam że się położyłem żeby mnie widać nie było xD, kiedy tak leżałem Pani dyrektor zadzwoniła na 112 że uczeń wszedł na dach szkoły i nie umie zejść, przyjechały 2 straże pożarne, karetka i radiowóz a ja nadal twardo leżę, cały komers wyszedł na podwórko zobaczyć co się dzieje (wszyscy już wiedzieli), myślałem że mnie nie widać ale miałem taką żarówiastą oczojebną koszulkę w której było mnie widać z kosmosu xD, kiedy wyciągarka straży pożarnej (taki kosz z łapą, nie wiem jak to się nazywa) po mnie wjeżdżała usłyszałem moją Matkę "KRZYSIO!", jak to usłyszałem odrazu się podniosłem i zszedłem jakby nigdy nic w taki sposób jak wszedłem (straż już w powietrzu w tym koszu), musiałem płacić za bezpodstawne wezwanie tych wszystkich instytucji ze 112 ale ostatecznie prawie rozeszło się po kościach, "prawie" bo płacić nie musiałem ale za to za karę Mama mi dała tylko 20zł na 14 dniowe kolonie. Do tej pory jakieś 15 lat później całe miasteczko o tym pamięta xDD
@mikoajz497810 ай бұрын
A pamiętacie metalowe Tazosy? Pamiętam że robiło się pojedynki na Tazosy i można było wygrać Tazosa przeciwnika, zbierało się je do takiego plastikowego sarkofagu. U nas w szkole to nauczycielki nam je zabierały bo uważały że to hazard XDD
@WladcaWiatru10 ай бұрын
Metal tazo ❤ ciekawe jest to, że różne grupy miały swoje zasady :) kiedyś koleszka chciał mi ukraść moje tazosy, to złapałem go za nowe spodnie, które się podarły xd szkoda trochę, Rysiu przepraszam
@franzbeckenbauer24210 ай бұрын
Same potem w pokoju nauczycielskim nimi grały mendy
@marceliszek10 ай бұрын
Do dziś pamiętam jak miałem 6 lat i na Polsacie leciały Beyblade. Oglądałem zawsze z tatą. Z racji tego, że tata pracował w domu od 8 a Beyblade leciały o 9 to często musiał mnie budzić, aż pewnego dnia ode chciało mu się tego robić i sam oglądał. Pamiętam jak raz zasnąłem w biurze. Obudziłem się a na telewizorze taty leciał już odcinek. Po kilku latach moda na krążki znowu wróciła. Zawsze braliśmy z ziomkami pokrywkę od plastikowego pudełka i walczyliśmy tam. Pewnego dnia jeden z Beybladów pod odleciał od chropowatej powierzchni i rozciął koledze łuk brwiowy. Awantura ogromna. Potem na świetlicy był zakaz Beybladów ;/.
@Nekro8711110 ай бұрын
Apropo zastanawiania się jak to się stało, że udało mi się przeżyć do tej pory, to za gowniaka (8-9 lat) razem z kolegą łapaliśmy szerszenie i pszczoły w plastikowa butelkę. Kiedy już mieliśmy sporo owadów w butelce, to wyciągaliśmy fujary, wkladalismy do butelki i sikaliśmy do środka. No debile xD
@Kasiula1611199910 ай бұрын
Pamiętam jak na wakacjach na działce z bratem ciotecznym łapaliśmy mrówki z różnych mrowisk i robiliśmy im walki gladiatorów. Budowaliśmy arenę z takich drewnianych klocków i puszczaliśmy tam te biedne owady... xD Do dziś pamiętam, że 1 czerwona vs 1 czarna to czarna zawsze przegrywała, ale jak dawaliśmy 2 czarne vs 1 czerwona to było już ciekawiej bo miały jakieś szanse. Ogólnie dużo było tych kombinacji, ale już nie kojarzę XD Potem zawsze poległym wojownikom robiłam mini groby, ogólnie uwielbiałam robić groby za dzieciaka. Jak znalazłam jakiąś martwą mysz czy coś to byłam niesamowicie uradowana i robiłam takie odpicowane cmentarze. Ostatnio na wyjeździe integracyjnym na studiach znaleźliśmy martwego kreta i zaproponowałam, żeby go pochować i szczerze przyznam, że poczułam ogromną nostalgię XDDDD
@ajeziak2010 ай бұрын
Rok 2011, środek lata. Na dzielni u mnie budował sie wtedy jakis kompleks handlowy taki z 2 pietrami i parkingiem podziemnym. Stwierdziliśmy z kolegami, że włamiemy się na tą budowę w celu znalezienia jakichs ciekawych artefaktów, a ze byliśmy dzieciakami glupimi to myśleliśmy, ze w wakacje nikt nie pracuje na budowie (XDDDDDDD). Chwile po przeskoczeniu przez płot i postawieniu pierwszych kroków na terenie budowy uslyszelismy krzyki jakiegos dziada wkurwionego, ktory zaczal nas gonic. Kazdy pobiegl w inna strone, jednak ja jako jedyny dalem sie zlapac i dziad zamknal mnie w jakimś kontenerze na kłódkę i wezwal policje. Zesrany na maksa i mający juz w główie wizje spedzenia reszty zycia za kratkami, podjalem ryzykowną probe ucieczki przez male okno w tym kontenerze. Zeskoczylem, rura do płotu, hops i juz na wolności. Nigdy nie zapomne tej calej akcji oraz pozdrawiam pana ochroniarza budowy, następnym razem jak pan kogos zamknie w kontenerze to warto tez zakluczyc okno ;)
@elvispreslay81129 ай бұрын
Mógł to zrobić specjalnie żeby dać Ci nauczkę, nie każdy jest takim bucem
@anoykoaoi10 ай бұрын
Budowanie bazy z brzóz? PROSZĘ CIĘ. Jak miałam jakoś z 10 lat, ja i dwójka moich braci byliśmy fanami domków na drzewie. Zawsze się znalazły jakieś hultaje, co nam zniszczyli... ALE. W okolicy był cmentarz poniemiecki i jakoś tak pomyśleliśmy, że kurde, dlaczego tam nie spróbować. Dzieciaki bały się tam chodzić, ale nie nasza trójka. Drzewa były wielkie jak cholera, wypatrzyliśmy sobie jedno dobrze rozgałęzione i chyba z dwa tygodnie budowaliśmy na nim miejscówkę. Ok. 4 metry nad ziemią. Z gwoździ, desek itd. Kiedyś nawet mój brat przysnął na prowizorycznym """łóżku""". Pośród niemieckich grobów :D Moja mama troszkę spanikowała, jak się dowiedziała, jak wysoko mamy tę bazę, ale pochwaliła nas za kreatywność, kiedy jej ją pokazaliśmy. I tak najlepiej pamiętam stamtąd kolczugi z bluszczu. Coś pięknego.
@niebieskapantera67859 ай бұрын
Jak miałam z 8/9 lat to z grupą dziewczyn znalazłyśmy w krzakach za blokiem gazetkę z "paniami w niewidzialnych ubraniach". Oczywiście uznałyśmy że musimy założyć w okolicy bazę i trzymać ją w niej jako nasz najcenniejszy skarb (z perspektywy czasu przeraża mnie fakt że w ogóle dotykaliśmy jej gołymi rękami 😭). Niestety grupa starszych chłopaków z patykami przejęła niedługo potem naszą bazę a wraz z nią nasz piękny dobytek...
@CandyBunnyArt9 ай бұрын
O matko, ja pamiętam za dzieciaka na wsi rodzinnej mieliśmy taki 'wspólny' lasek przy rzece. Była ulica, obok boisko do nogi (oczywiście z trawą- taka prowizorka, bramki z kołków drewnianych pozbijane :D) i za tym boiskiem lasek malutki, no i w nim płynęła rozkoszna mała rzeczka. Z kuzynami i sąsiadami zawsze zbieraliśmy się 'w lasku', jak ktoś sie spytał: "ej idziemy do lasku?", to każdy wiedział o co chodzi. Często było tak, że wujkowie i starsi koledzy z sąsiedztwa grali w noge, a my dziecioki bawiliśmy sie w tym lasku w domki. Drzewka były często tak super porozrastane, że mogliśmy sobie wyobrazić, że na przykład tu są ściany, a między tymi dwoma drzewkami są drzwi. Wycieraczke mógł sobie ktoś narysować patykiem albo ułożyć z liści :D Bawiliśmy się jakimiś starymi słoikami, do których często nabieraliśmy wody, albo zostawialiśmy je w wodzie położone na dnie, i obserwowaliśmy czy nie wpłynie do niego jakaś rybka. Mega miło mi się to wspomina i wielka szkoda, że ten nasz lasek został troche powycinany :/ Fajnie było
@jaguar729810 ай бұрын
Te zabawki to nic, moje starsze rodzeństwo na święta zaczęło wspominać sobie swoje czasy dzieciństwa (brat starszy o 15 lat, siostra 14). Ich ulubioną zabawą było bicie się, raz się pobili kablami, następnego dnia była jakaś impreza rodzinna i pytają się moich rodziców, że co oni dzieciom zrobili, a mama mówi, nic oni tylko się bawili. Innym razem moja siostra rozwaliła głowę bratu cegłą, za co musiała mu sprzątać w pokoju przez dwa miesiące, do momentu aż on się zemścił i zrzucił ją z rowera i miała rozwalony łokieć i kolano xD. Jak coś wszyscy przeżyli i jesteśmy kochającą się rodziną
@konrad120410 ай бұрын
Też jestem rocznik 97, nie wiem jakim cudem, ale w gimnazjum dostała się w moje ręce bomba śmierdziszka (po naciśnięciu jej pompowała się i wybuchła śmierdzącym gazem). Siedzimy późno w nocy z bratem, w pokoju obok śpią rodzice. Gadamy sobie o czymś, a mój brat bawi się bombą. W pewnym momencie naciska ją niechcący (albo chcący, może kłamał xd) i nie zastanawiając się długo otwiera drzwi do pokoju rodziców i wrzuca ją tam. Mnie zamurowało. Nagle słyszę jak rodzice duszą się, wstają kaszląc i wybiegają z pokoju do łazienki zdezorientowani. My z bratem zaczynamy cisnąć beke, a w tle słychać jak mama klnie, a tata wymiotuje w łazience. Epicka noc xD
@Nerezza_a10 ай бұрын
Historia apropos „śmierdzi bomb”. W podstawówce chodziłam do klasy sportowej. Skutkowało to wyjazdami na różne obozy. W piątej klasie (chyba) pojechaliśmy gdzieś nad morze do bardzo fancy ośrodka sportowego. Wszystko super. Pewnego dnia w czasie wolnym zostaliśmy wypuszczeni na te takie śmieszne stragany z przeróżnymi pamiątkami. Pech chciał, że w takich miejscach sprzedawali śmierdzi bomby. Byliśmy prostymi dziećmi - coś jest obrzydliwe i niemiłosiernie śmierdzi? - KUPUJEMY. XD Tak się złożyło, że każdy dzieciak na tym obozie miał w swoim asortymencie przynajmniej jedną taką śmierdzi bombę. I to nas zgubiło. Pewnego dnia jeden z kolegów stwierdził, że świetnym pomysłem będzie zrobić mnie i mojej koleżance pranka i wrzucić śmierdzącą bombę do pokoju. Wszystko byłoby super, gdyby kumpel w ferworze emocji nie pomylił sobie drzwi. Śmierdzi bomba została wrzucona do naszego opiekuna, który miał pokój obok nas. xDDD Śmierdziało niemiłosiernie xD jakimś zgniłym jajkiem albo szambem. Albo jednym i drugim xD Wkurwienie opiekuna sięgnęło zenitu xD wszyscy mieliśmy przerąbane. Piękne czasy. 🥹
@SO3E810 ай бұрын
Teraz sobie przypomniałem, że u nas na osiedlu mocno zażarły B-Daman’y - te robociki, którymi strzelało się do siebie kulkami. U nas z jakiegoś powodu zażarło granie nimi w środku zimy na dworze (a wtedy zimy to około -6 do -10 stopni) - przegrywał nie ten, którego robot nie mógł dłużej strzelać przez oberwanie od kulki, a ten, któremu ból palców uniemożliwiał dalszą rozgrywkę. Ała.
@I_am_Ber10 ай бұрын
Ja nie miałem w dzieciństwie aż takich przygód, więc nie mam się czym podzielić, ale, rany boskie, jak się czyta te wszystkie komentarze to to jest lepsze od każdej terapii! Jak tak dalej pójdzie, to za 4 odcinki dojdziecie do komentarzy idealnych, po których już tylko można będzie usunąć sekcję komentarzy z YT, bo nic lepszego nigdy nie uda się osiągnąć!
@Michalmutu10 ай бұрын
Raz na WFie w podstawówce wuefista wymyślił grę - położył piłkę na środku boiska, a my (dzieci) podzieleni na 2 drużyny mieliśmy dobiec sprzed bramki po piłkę i złapać ją szybciej niż zawodnik drużyny przeciwnej. Brzmi niby nieszkodliwie, ale byłem w parze z Kazikiem, który biegał tak samo szybko jak ja. Do środka boiska dobiegliśmy właściwie jednocześnie i schylając się po piłkę zderzyliśmy się głowami. Kazik miał rozcięty łuk brwiowy, a ja skończyłem z podbitym okiem.
@PanSpacja10 ай бұрын
Chyba nikt jeszcze nie wspomniał bardzo ważnym elemencie dzieciństwa, czyli tzw. pukawkach. Była to prosta konstrukcja: ucięta szyjka butelki i na to nałożony balon zabezpieczony klejem i gumkami recepturkami. Jako amunicja używana była jarzębina, więc każda kieszeń była pełna tych kulek, a każde drzewo na osiedlu oskubane xD Pamiętam wielkie bitwy między osiedlowe, strzelanie do celów typu znaki, okna budynków, samochody. Dosłownie każdy na osiedlu miał swoją własnoręcznie zrobioną broń xD Dodatkowo, jeśli użyło się odpowiednio dużej butelki możliwe było użycie zamiast jarzębiny chrabąszcza i wstrzelenie go przez okno komuś do mieszkania 😅 Do pakietu full gangstera oprócz broni potrzebny był cool pojazd. Każdy miał rower, a po lekkiej modyfikacji, czyli wsadzeniu płaskiej puszki między tylną oponę a ramę, rower zaczynał serio brzmieć jak motocykl co dawało vibe bycia w gangu harleyowców xD
@lazanek372410 ай бұрын
Adamie. Ponownie Cię upominam. Tazzosy z pokemonami. Pamiętam jak były w sklepiku szkolnym male paczko cheetosów (bo to one mialy wlasnie kapsle z pokemonami) i ogarnalem, że w tych o smaku pizzy byly 2 sztuki. Oczywisice bylem na tyle zachłanny, że zachoealem tą wiedzę dla siebie. Oczywisice gralismy nimi treningowo albo "na zachę". Czyli pstrykalismy i mówiliśmy przed upadkiem "złoto" (wypukła strona) albo "palce" (wklęsła) i wygrywal ten czyja strona wypadła. W przypadku remisu grało się cały czas do pierwszej porażki. Oczywiście wygrany zabierał kapsel przegranego wiec juz w podstawówce mieliśmy nieco hazardu. Pamiętam, że musieliśmy się z tym kryć bo oczywiście panie zakazywały takiej formy adrenaliny.
@idii74310 ай бұрын
U mnie na osiedlu był za blokiem plac zabaw, na rogu gdzieś stały śmietniki i trzepak. No i trzepak ofcourse fav miejscówka, a że kilka kontenerów, to były takie kolorowe do recyklingu, to można było sobie spokojnie wleźć na taki i posiedzieć. Nie mniej, obok śmietników stał kontener na ubrania z PCK. Wiecie, taki, który miał jakby półkę z rączką, na półkę ciuchy, pchało się to wszystko rączką do góry i ciuchy wpadały. Genialne i fascynujące urządzenie. Tak więc pewnego pięknego letniego wieczoru wraz z kolegami i koleżankami siedzieliśmy na trzepaku i śmietnikach i coś się tam bawiliśmy. Nagle jeden kolega wstaje i oznajmia całej grupie, że on wlezie do środka tego kontenera na ciuchy. Jak powiedział tak zrobił. Najpierw wlazł na śmietnik, potem na tą metalową szuflę i kazał swojemu bratu wrzucić się do środka. Brat popchnął całą konstrukcję i chłopak wleciał do środka. Ja z trzepaka obserwowałam ze zgrozą jak ekscytacja zmienia się w panikę, bo oczywiście delikwent nie umiał wyjść. Pamiętam, że pobiegłam do starszej siostry tego chłopaka i jej powiedziałam co się stało, a ona była tak zła i załamana poziomem kretynizmu, że nawet nie chciała znać szczegółów. Skończyło się tak, że dziewczyna zadzwoniła domofonem po ojca, który zszedł do nas z takimi nożyco obcęgami jak do cięcia kłódek rowerowych i przeciął kłódkę, która blokowała klapę w tylnej ścianie kontenera. Ojciec wydobył swojego zaryczanego syna ze środka, nawrzeszczał na niego, jego brata i ich starszą siostrę, po czym zaciągnął chłopaków za uszy do domu. Ja z resztą dzieciaków stałam i patrzyłam. Nie widzieliśmy braci przez resztę lata. Dopiero w szkole się okazało, że dostali szlaban na 2 tygodnie, ale po drodze odwalili jeszcze coś w domu i nie wyszli z mieszkania przez resztę wakacji. Z tego co pamiętam kontener na ciuchy dorobił się nowej kłódki dopiero jak zimą zaczął w nim spać bezdomny. Kocham tą historię. Pozdrawiam serdecznie
@Bluesky7777310 ай бұрын
To ja miałem dość nudne dzieciństwo patrząc na to co tutaj się dzieje ale ja jestem trochę z innego rocznika. Gdzie mówiłem sobie, że nie chcę być dorosłym bo to jest przerąbane i tak sobie mówię do dziś tylko, że teraz mam 20 lat i czas dorosnąć nie da się tego zatrzymać w czasie bo inaczej ludzie przestaną mnie traktować poważnie.
@user-lx2yn4kf6s10 ай бұрын
W temacie śmierdzieli - ojciec przywiózł mi kiedyś parę fantów z Holandii (w ogóle ten trip moj stary wspomina bardzo czesto. Raz w zyciu był gdzies dalej i te wspomnienia stały się fundamentem jego osobowości) no i wśród domku dla lalek i słodyczy znalazły sie dwa śmierdziele - jeden walił kalafiorem, a inny w teorii zgniłymi owocami. No i zapach tego drugiego coś nam mega przypominał... Okazalo sie, że cukierki o smaku jagodowym, które ojciec również przywiózł, pachniały podobnie xDd potem juz nie chcieliśmy tego jeść.
@kolarz6669 ай бұрын
Jak byłem w gimnazjum to miałem fazę na pirotechnikę. W necie było sporo forów o tej tematyce, nie to co teraz. Głównie eksperymentowałem z saletrą potasową i cukrem. Mieszankę tych dwóch substancji trzeba było skarmelizować razem i to się fajnie szybko paliło i wydzielało sporo dymu. Można było z tego robić rakietki lub granaty dymne. Saletrę brałem z lokalnego sklepiku spożywczego który prowadziła mama najlepszego kumpla. Była pakowana (saletra) w małe saszetki więc i zabawa była mała. Kiedyś udało mi się na składzie budowlano- ogrodniczym dostać saletrę amonową w opakowaniu 10kg. Gdzieś na forum przeczytalem że jeśli podczas karmelizacji doda się jakąś inną substancję, już nie pamietam co, ale łatwe do znalezienia w każdej kuchni, to dym będzie żółty. Do zabawy zabrałem ze sobą wspomnianego wcześniej kumpla i kuzyna. Smażyłem w sporym garnku i gdy już było prawie gotowe to w momencie dosypywania trzeciej substancji całość dostała samozapłonu. Strumień ognia buchnął mi w twarz i rękę którą mieszałem "karmelka". Kuzyn z wrażenia wyszedł z kuchni oknem. Ja skończyłem z oparzeniami twarzy I stopnia i ręki III stopnia. Przez całe wakacje nie wychodziłem z domu. Wszystko się ekstra wygoiło i tylko ja jestem w stanie wypatrzeć jakiś ślad na ręce. Rodzicom wmówiliśmy że chcieliśmy usmażyć frytki we frytkownicy ale stary olej w połączeniu z mokrymi ziemniakami wybuchł tak mocno że zjarało blaty w kuchni i oczadziło ściany i sufit.
@flitteringstars10 ай бұрын
Muszę opowiedzieć swoją historie hah! Za dzieciaka mieszkałam w takich blokach-kostkach, przy naszej ulicy były tylko takie, w różnych kolorach (mm the soviets did their work), a pomiędzy blokami zielone podwórka z typowymi atrakcjami dla dzieci: krzaki, piaskownica i ławki. Wzdłuż bloku na przeciwko były najlepsze krzaki wokół, których rozgrywały się turnieje gonito. Pewnego dnia, bawiłyśmy się tam z sąsiadkami, mocno hałasując i z któregoś z okien wyłoniła się starsza Pani. Zaczęła nam grozić, że jak nie przestaniemy krzyczeć i niszczyć jej krzaków i trawnika (nie była to jej przestrzeń tho) to zejdzie na dół i nas pobije XD My trochę przestraszone biegałyśmy już ciszej i dalej od krzaków, co nie zmieniło faktu, że w jednej sekundzie babcia wyłoniła się zza rogu z wielkim kijem 😬 jako dziecko które starało się być grzeczne i rojbrowało tylko z głupoty, biegłam ile sił w nogach do swojej bramy, czując że w każdej chwili moge zginąć haha. Mama odebrała domofon, a ja na całe podwórko z płaczem: MAMO OTWIERAJ, POTWÓR IDZIE! Jako jedyne dziecko tego dnia zostałam w domu i nie wyszłam do konfrontacji z Panią z kijem i wszyscy mieli ze mnie bekę, że ta sytuacja z ich perspektywy była 2 razy mniej straszna niż dla mnie haha. Do teraz pamietam które to było okno! Może nie najmocniejsza z historii, ale ja pękam ze śmiechu na jej wspomnienie XD
@haimates1410 ай бұрын
Moja siostra mieszkała w lesie obok miasta i często tam jeździłam z mamą rowerami, żeby pobawić się z siostrzeńcem. Mieliśmy domek na drzewie, obok opuszczoną stadninę koni, z której kradliśmy deski, siano, liny itp. żeby budować własne bazy, albo ulepszyć domek na drzewie. Nie zliczę ile razy spadło na mnie coś w stadninie. Dodatkowo często chodziliśmy po drzewach i raz spadłam z bardzo wysoka, bo stwierdziłam że zostanę małpą i przeskoczę z jednego na drugie (na szczęście nic mi nie było) Raz wzięliśmy patyki z ziemi, a nie ogarnęliśmy, że obok było ogromne mrowisko czerwonych mrówek, byliśmy okropnie pogryzieni. Zjedliśmy kiedyś jakieś borówki czy jagody czy coś takiego i umazaliśmy się tym żeby wrócić i ogłosić wszystkim że zjedliśmy królika XDD Najlepsze jest to że kawałek dalej był teren zakazany... bagna, na których były wysepki z drzewkami. Wpadliśmy na najlepszy pomysł żeby robić sobie z patyków i desek mosty na kolejne wysepki. Nawet nam to szło, aż do czasu aż siostrzeniec wpadł w dziurę i musiałam go wyciągać. Jestem pod wrażeniem, że jeszcze żyjemy i jestem pod wrażeniem nieodpowiedzialności rodziców że nas po prostu puszczali do lasu samych sobie... XD
@likaon6610 ай бұрын
w moim przypadku zawsze będę tak twierdzić i powtarzać największy wpływ wywarła gra GTA San andreas w którą zebrani u kumpla posiadającego ps2, mając lat od 8 do 10 namiętnie grając, chłoneliśmy szeroko za tym idącą "zachodnią czarną kulture". Kiedyś podczas ferii jeden z nich przyszedł do mnie z pendrivem od swojego wujka na którym były dwie płyty "Ministry of Sound" ze sztandarowymi gangsta hitami. Większość z nas dostała na komunie po BMXie, na rynku w sklepie zabawkowym większym problemem nie było nabyć UZI na kulki. Jeździliśmy później w formacji jeden kieruje, drugi na pegach (tych rurkach z tyłu) na inne place robiąc innym dzieciakom driveby. W tym samym czasie w numerze bravo sport był wywiad z Allenem Iversonem, a chwile później wyszła nuta Soulja Boya- Crank That. Ale to kominiecznie musiało wyglądać gdy takie gnojki zaczęły pozorować, że są czarni. Tak czy siak pokłosie tego wszystkiego jest ze mną do dziś. Nie zostałem gangsterem, ani nie uzbroiłem się w ostrą amunicję, ale właśnie ta kultura i klimat w mniejszym, bądź większym stopniu klarowała moje zainteresowania aż po dziś dzień.
@nataliamajewska954510 ай бұрын
Myślę, że większość dzieci w pewnym momencie przechodzi fazę fascynacji księżmi i kościołem. Ja uwielbiałam się bawić w mszę, kazałam rodzinie słuchać kazań i jako opłatek dawałam chipsy (lays zielona cebulka). Hitem jednak było robienie pogrzebów. Gdy tylko znalazłam na podwórku martwego ptaka czy mysz, od razu odpalał się wewnętrzny ksiądz/grabarz. Kiedyś z koleżanką i siostrami przygotowałyśmy taki pogrzeb dla myszy - elegancka trumna z pudełka, kwiatki, wykopany dół i oczywiście msza. Przy "Dobry Jezu" tak darłyśmy japę, że z drogi usłyszały nas inne koleżanki i przyszły zobaczyć, co się stało. Potem się z nas śmiały w szkole, ale ja i tak regularnie robiłam pogrzeby
@Marta-kk4tb10 ай бұрын
Przed pierwszą klasą podstawówki pojechałam na pierwsze kolonie i mam kilka wspomnień z różnych lat (jeździłam co roku aż do skończenia 18 lat). Na pierwszych koloniach podczas chrztu opiekunowie napierdalali nas pokrzywami po łydkach xD to było jeden z punków do zaliczenia (były jeszcze lajtowe jak herbata z solą i chodzenia po szyszkach). Starsze koleżanki z pokoju pofarbowały mi włosy na czerwono, więc mój pierwszy rok szkolny zaczęłam z kolorowymi włosami. Rok później, w tym samym miejscu byłam świadkiem jak mojej koleżance urwało palce na huśtawce, więc wróciłam z lekką traumą. Na jeszcze innych koloniach, podczas wyjazdu do miasta opiekunowie zapomnieli o mnie i mojej przyjaciółce podczas zbiórki, więc wracałyśmy same, nocą, przez miasto, a potem las do obozu (miałyśmy jakieś 9-10 lat). Ale poza tym wspominam kolonie (no prawie wszystkie) mega dobrze. Podchody, zabawy, gry, zielona noc, pierwsze obozowe miłości. Człowiek uczył się wielu rzeczy, a zwłaszcza samodzielności, bo opiekunowie to byli tylko dla beki xD
@alk590610 ай бұрын
Też się bawiłam w bazy! Moja koleżanka do dziś wierzy, że ma chorą tarczycę, bo się nawdychała oparów z naszej "bazy" zbudowanej na kamienisku-wypisku po budowie bloków z lat 80. Wierzy, że tam był azbest.
@Wauhyx6 ай бұрын
Zauważyłem, że niektore z tego typu trendów zdążyły powrócić podczas mojego dziecinstwa, mimo tego że jestem sporo młodszy od ciebie drogi Fangottenie. W zerówce miałem tak zwane śmieciaki, które musiały być podkradnięciem pomysłu sprzed lat. No i nie śmierdziały. Rownież przez 2 czy 3 lata wymieniałem się kartami. Co prawda nie z kreskówki, a z piłkarzami. Pamiętam, że miałem album z mundialu 2018 i sporo kart, oraz potem odziedziczyłem kolekcje brata, który kończył szkołę. Bazy również pojawiły się w moim życiu dzięki kuzynom, którzy wybudowali prowizoryczne schronienia i mury. Piękne wspomnienia
@Sheneby10 ай бұрын
Zabawa w wojnę na osiedlu to był inny wymiar, raz z kolegą zostaliśmy jeńcami kilka lat starszego typa, Zamknął nas w swojej piwnicy, a sam poszedł jeść do domu obiad. Mijały kolejne minuty a nam zachciało się siku, naszczaliśmy mu na opał do pieca XD a potem wyszliśmy przez kraty w oknie, do teraz pamiętam to uczucie kiedy w końcu wyszliśmy na wolność
@wiktoriabosek565710 ай бұрын
pamietam jak kiedys moja przyjaciolka przyniosla do szkoly te fasolki wszystkich smakow i opowiadala o tym jak jej kuzynka porzygala sie po zjedzeniu jednej o smaku zgnilych jaj. my dzieci jak to dzieci, oczywiscie chcielismy sprobowac. to byla podstawowka, moze klasa 4 i wiekszosc z nas po lekcjach czekala na odebranie na swietlicy szkolnej. wpadlismy wtedy na pomysl ze to bedzie idealny moment zkosztowac tych fasolek. ktorys z moim ziomkow oczywiscie wyciagnal ta o smaku zgnilych jaj i ja zjadl. a potem zaczelo sie pieklo. cala swietlica smierdziala, nauczycielka sie na nas darla, chlop rzygal do kosza na smieci. piekne czasy
@Qumpelala10 ай бұрын
Ta historia miała miejsce, kiedy miałam maksymalnie 10 lat, a mój kuzyn wpadł na świetny pomysł, żeby zabrać mleka ze szkoły, które się dostawało, i schować je w szafce, ponieważ po pewnym czasie psuły się i stawały się glutem. Po miesiącu odnaleźliśmy je, a ponieważ byliśmy sami w domu, mój kuzyn postanowił, że coś odwalimy. Przed domem stało auto, wyglądało na niedawno umyte, więc zdecydowaliśmy, że to one będzie naszym celem. Jak zawsze, to nie on, a ja to zrobiłam, bo mnie na to namówił, dobrze że w tamtych czasach nie mieliśmy żadnych telefonów, bo kto wie, co by się stało, gdyby to nagrał. Do dzisiaj jestem w szoku, że nie mieliśmy żadnego przypału, bo to był naprawdę głupi pomysł (Do dzisiaj nasi rodzice o tym nie wiedzą XD). Z tym kuzynem mieliśmy wiele takich akcji, które mogły skończyć się kłopotami. Często bałam się z nim gdzieś iść, bo zawsze wymyślał i robił jakieś przypałowe akcje
@TheChampionek10 ай бұрын
Ja z kolei co roku za dzieciaka jeździłem do dziadków do takiego małego miasteczka na wakacje. Szybko się tam zaaklimatyzowałem i zrobiła się sroga ekipa około 20 chłopa w wieku 10-13 lat. Pamiętam, że co wakacje robiliśmy wielką wojnę. Dzieliliśmy się na dwie ekipy i na miejscowym stadionie drużyny, bodajże z A klasy, strzelaliśmy do siebie z bzu, którego wszędzie rosło pełno. Używaliśmy do tego łodyg z „dzikiego” kopru. Była to chyba trująca roślina rosnąca nawet do 2 metrów wysokości, taki tam chwast. Łodygi tego kopra były puste w srodku więc idealnie nadawały się na tak zwane lufki do strzelania jeżeli znalazło się kawałek o średnicy wewnątrz pasującej do rozmiaru kulki bzu. Wcześnie rano około 9-10 wszyscy się zbierali w jednym miejscu i szliśmy jedną wielką ekspedycją w poszukiwaniu odpowiednich lufek. Imagine idziesz sobie rano po buły do sklepu a zza rogu wypada 15-20 osobowa grupa gówniarzy ze scyzorykami w łapach xDDD Po kilku godzinach, każdy miał swoją idealną broń zniszczenia i nikt nie mógł się doczekać, aż zada ból swojemu koledze, najlepiej z metra odległości bo bez był na tyle twardy, że zostawał siniaki gdy miało się do tego idealną lufkę. Ogólnie lufki były na tyle efektywne że można było strzelać tym bzem efektywnie nawet do 20 metrów i potrafiły zadać ból. Bez także dzielił na dwa rodzaje: zielony i czerwony. Zielony był twardy jak ołów a czerwony z kolei miękki i zostawiał bordowe plamy na ubraniach. Była zasada, że strzelamy się tylko zielonym bzem ale i tak codziennie wracałem do domu z bordowymi plamami, które ciężko się dopierały. Mogłeś zafundować komuś siniaka twardym bzem, lub wpierdol w domu strzelając czerwonym xD Taki paintball bieda edition. Zabierzcie mnie do tych czasów xd
@user-hx1vv5ei1o10 ай бұрын
W 3 klasie mieliśmy fazę na Pokemony. Poszło to do takiego stopnia, że robiliśmy testy wiedzy z Pokemonów z pytaniami typu w co ewoluuje Pikachu lub jakie są startery w 2 generacji. Potem kolega, który był głową całego projektu ujawnił wyniki testu, i zamieniło się to w coś co można porównać do social creditu xDDD. Jeżeli miałeś wynik niższy niż 5/10 to po protu nie byłeś respektowany na podwórku xD. Minęło to po tygodniu na szczęście
@vxxy347210 ай бұрын
Dobra mam coś. Jak bylem w przedszkolu (wiek 5-6lat) razem z kumplami od razu pakowalismy sie do piaskownicy i w rogu kopalismy najglebszy dol jaki sie dalo w czasie kiedy moglismy byc na dworzu. Zalozenie bylo takie ze przekopujemy sie przed wejscie mojego domu, ktory byl jakies dobre 30m od przedszkola. Z jakiegos powodu nigdy nam sie to nie udalo... Druga historia to najzwyczajniejsze zakopanie mnie żywcem a przed piachem na calej twarzy i uduszem się (chociaż tak serio nigdy o tym drugim nie pomyslelismy xD) miala chronic mnie czapka z daszkiem. Kiedy zawolala mnie przedszkolanka wylonilem sie niczym mumia z grobu i dostalem opierdol od niej. Also czy pamietacie piatki przynoszenia zabawek? Damnnnnn
@makaron.niczym.geslerowej10 ай бұрын
Historia z wyciętymi brzozami mnie urzekła XD Z wzspomnien z młodszych lat pamiętam takie cos : Moja siostra cioteczna mieszkala napewnym olsiedlu , o ktorym była tzw LEGENDA MIEJSKA ( Tak naprawdę była to tzw legenda którą wymyślily jakies dzieciaki na tym osiedlu xD ) a dotyczyła ona tego ,że na tym osiedlu w godzinach 5 do ok 8 z rana i po 18 chodzą INDIANIE XDDDDDD( Normalnie z pióropuszami , łukami itp xD )I my zawsze z siostrą jak już nadchodziła 18 to prychodzilyśmy do domu. Szukalysmy w pokojach, kuchni itp jakichs przedmiotów ktore ALBO mogłybyśmy napełnić wodą, albo wyrzucić . Po znalezieniu ich i napełnieniu wodą niektórych ( były to głownie jakies spinacze takie do zawieszenia prania, gumki do włosów , papierowe słomki , balony tez jakies itp ) szłyśmy na balkon po 18 i jak mozesz się domyślić wypatrywałysmy jakichś INDIAN , i gdy widxialysmy osobę JAKĄKOLWIEK TO rzucałysmy tymi rzeczami pod balkon, tak aby ta osoba uslyszala jakis dzwięk i uciekła ( CHCIALYSMY WYPĘDZIĆ INDIAN ODSTRASZAJĄC ICH DZWIĘKIEM BO SIĘ ICH BAŁYŚMY XDDDD I raz była sytuacja taka ,że rzuciłłyśmy spinaczem plastikowym, lecz nie wycelowałysmy go dobrze, i znamiast zrzucić go na trawę to trafiłyśmy przypadkiem w dach czyjegos auta, i zostala na dachu tego auta mała ryska, a jako ze się wystreaszylsysmy konsekwencji to już nigdy nie rzucałysmy XDD
@Ukiya4410 ай бұрын
O panie budowanie baz 😂To był istny wyścig zbrojeń. Trzeba było się zabezpieczać przed wrogimi grupami i uważać na szpiegów żeby cie nie wytropili i nie powiedzieli wszystkim gdzie jest twoja baza. Nam wuefista dał drabinkę sznurową z sali gimnastycznej i wzięliśmy ją do naszej bazy. Ja i jeszcze jeden kolega dobrze wspinaliśmy się po drzewach, wleżliśmy na drzewo, zamontowalismy tę drabinkę i chyba potem jeszcze utrudniliśmy wejście odrąbująć część gałęzi. System był taki że jeden z takich agentów-wspinaczy musiał wejść i zrzucić te drabinke dla pozostałych i potem jak wychodziliśmy z bazy to się ją znowu zwijąło i potem trzeba było zeskoczyć na dół czy tam zejść a to było giga wysoko. Baza była tak dobrze zabezpieczona że przetrwała kilka lat a my doroślśmy i przestalismy się w to bawić. Niemal jak piramidy. Cywilizacja upadła a konstrukcja przetrwała. Jeszcze pamiętam że robilismy domowej konstrukcji bronie miotające. Miałej jakiś taki łuk który znalazłem w garażu dziadka i strzelałem z niego strzałami zrobionymi z jakiś prostych badyli, na końcu były przyklejone na taśmę naprawczą jakieś takie pręty z budowy. Potem ktoś wymyślił żeby na końcu zawinąć szmatę i oblać to rozpuszczalnikiem i podpalić, oczywiście to zrobiliśmy. Była też robiona armata na szyszki, miałem jakąś taką metalową rurę po środku była wywiercona dziura, nie mam pojęcia co to było i do czego słuzyło ale było super armatą. Jedna strona była zatkana z drugiej wciskało się szyszkę, a do tego otworu wciskało się petardę i jakoś to działało. Były jeszcze próby zbudowania katapulty ale to akurat chyba nie wyszło. Jakimś cudem nikt nigdy sobie nie zrobił krzywdy, a przynajmniej nic więcej niż jakieś zadrapania czy obicia 😂
@norbertc125410 ай бұрын
Kiedyś był odpust na wsi u wujka. Był środek sierpnia, upał. Miałem wtedy może 7 lat. Kuzyn, trochę starszy, z 13 lat kupił sobie cały worek petard. Gdy wszyscy dorośli byli w domu to ja, wyżej wymieniony kuzyn, jeszcze inny kuzyn w moim wieku i chyba jeszcze mój brat poszliśmy na pole odpalać petardy. Poszliśmy za dom. Była tam łąka, wszędzie długa i sucha trawa. I tak puszczamy te petardy aż nagle trawa zaczyna się palić. Panika, wołamy dorosłych. Po chwili wszyscy dorośli biegają z wiadrami i konewkami i gaszą pożar xddd. Ostatecznie kuzyn dostał wpierdol.
@ErkosChannel10 ай бұрын
My z kumplami na osiedlu lubiliśmy robić "mikstury". A czym są mikstury? Proste - zbieraniną najróżniejszych rzeczy znalezionych na osiedlu - tu jakiś piasek, liście, pokrzywy, kiepy po papierosach znalezione przy śmietnikach - wszystko co ciekawe. ALE do mikstury przecież potrzebna jest jakas baza - a skąd dzieciaki mają wziąć wodę na środku osiedla w środku suchego lata? Przecież nikomu się nie chce iść do domu po tak błahą sprawę. Na szczęscie co trzy głowy to nie jedna, więc wpadliśmy na sposób że jako bazy użyjemy własnych płynów. - Tak, po kolei sikaliśmy do znalezionego losowo słoika, rozbitej butelki czy nawet czasem po prostu paczki po czipsach, czasem również pluliśmy śliną żeby przyspieszyć proces, ale nie była to wydajna metoda. Oczywiście podczas mieszania składników "mikstury" patykami po lodach (również znalezionymi losowo na osiedlu) nie obyło się bez zachlapania się owym powstałym płynem. A ręce myło się dopiero po powrocie do domu czyli długie godziny chodzenia z obszczanymi dłońmi i prawdopodobnie wielokrotne dotykanie twarzy to jest coś co wspominam do dzis.
@Mikey2213710 ай бұрын
rel xD
@luto134910 ай бұрын
17:50 za moich czasów, to ja powiem tak... Jak się szukało bazy blisko osiedla, to zasady ulicy prawiły, że baza zostanie zdobyta, gdy grupy które tu chodziły wreszcie na siebie trafią i podejmą patyki bitewne. Kiedyś zdobyłem z kompanami baze, nawet zdobyliśmy łupy w postaci zardzewiałej piły do drewna wbitej w drzewo oraz kowadła które ktoś wyrzucił na śmietnik. Niestety mimo że baza była genialna, i NIE BYŁO MOŻLIWOŚCI byśmy ją stracili, bo mieliśmy najliczniejszą armie na osiedlu, to dwa dni po jej zdobyciu miasto wycięło drzewa. ... To była niestety siła wyższa dla takich dzieciaków jak my. PS. W dzień wycinki okazało się że mieliśmy szczura w drużynie którego przyjąłem z bólem serca bo był bratem mojego kolegi, i ten mały gałgan zdradził gdzie ukryliśmy łupy.
@olaroson32079 ай бұрын
Nie jestem psychologiem, ale studentką pedagogiki obecnie i wydaje mi się, że najprawdopodobniejszą przyczyną takiego zainteresowania na przykład brzydko pachnącymi rzeczami jest brak podobnych bodźców w środowisku, które raczej zachowane jest w czystości i porządku lub zaburzenia sensoryczne skłaniające dziecko do poszukiwania mocniejszych zapach, bardziej wyrazistych.
@kluskacosiepluska10 ай бұрын
Ja pamiętam, że jak byłam mała to mój brat razem z kuzynem robił mi i siostrze "szkolenie ninja". To było u babci na wsi więc miejsca dużo na jakieś podchody i tego rodzaju challenge. Oczywiście wszystko było ustawione tak że brat i kuzyn byli pełnoprawnymi ninja, a ja i siostra musiałyśmy zdawać pierdylion testów na skradanie, cichość (?) itd. Oczywiście jako młodsze siostry, nigdy nam się nie udawało bo chłopaki wymyślali nowe zasady, żebyśmy nie zdały. Pewnego razu miałyśmy test na skradanie: trzeba było wejść do domu z podwórka tak żeby nikt nie widział. No to my w parze, plus kuzyn do "nadzorowania". Wszystko szło perfekcyjnie do momentu kiedy tuż przed domem nagle dziadek otworzył drzwi wychodząc, więc kuzyn i siostra schowali się za drzewem, a ja w absolutnej dziecięcej panice dałam nura w dwumetrowe pokrzywy. Następną rzecz jaką pamiętam to to, że dostałam w końcu honorowoą odznakę mniejszego ninja od brata i kuzyna za to że nie krzyczałam z bólu (a raczej za to że się nie poskarżyłam) xddddddd PS siostra nie dostała
@Pijanysiusiak6910 ай бұрын
A odnosząc się do pytania, jak my w ogóle przeżyliśmy to dzieciństwo, to ja naprawdę nie wiem. Pamiętam zabawy, które polegały na tym, że po prostu podkradaliśmy z domu noże i organizowaliśmy konkursy, kto naostrzy bardziej kij. Potem, oczywiście, tymi kijami się napierdalaliśmy. Pamiętam dramę, jak jedno z dzieci przez przypadek trafiło takim kijem w samochód mojej ciotki, przez co się porysował, a na osiedlu było prowadzone śledztwo. Nikt z nas nie wydał winnego. I chcę jeszcze wiedzieć, czy tylko na moim osiedlu kapsel bo białej perle był oznaką najwyższego prestiżu i każdy walczył o to by go zdobyć? Kapsel nie do zdobycia, nikt nie pił białej perły..