Рет қаралды 45,109
MUZYKA: Gwen Stefani - 4 In The Morning
W opisie będzie wiecej niz na filmie, tzn relacja :))
Plan wyjazdu nad morze wpadł mi do głowy juz ponad rok temu, zawsze chcialem pokazac że moja jawka potrafi coś wiecej niż tylko pojechac po piwo do sklepu... Jak jeszcze ją składałem 2-3 lata temu, przed generalnym remontem zewnętrznym zawsze miałem przed oczami obraz ze jestem gdzieś nią w trasie. Stopniowo, zwiedzając okolice slaska i małopolski nabierałem pewnosci i zaufania choc mechanicznie zawsze było coś do roboty- a to to, a to tamto i tak w kółko. Sierpień 2010 juz był zaplanowany na pewniaka jakies pół roku przed wyjazdem. I tak o to 11 sierpnia (środa) z pełnym przygotowaniem narzędzi, drobnych czesci i wszystkich potrzebnych rzeczy osobistych do przetrwania przez te kilka dni wyruszyłem w podróż.Około 4 rano bylem juz w trasie :) Plan drogi to krajowa jedenastka przebiegająca przez slask, opolskie, wielkopolskie i zachodniopomorskie. Czemu nie S1? Mysl o 2 pasach jezdni w jednym kierunku troche mnie przerazała, choc z tirami na tej drodze i tak było ciezko. Na pełnym baku zajechałem do 1 granicy wielkopolski. Dla mnie to dobry wynik, jeszcze było coś 2 litry w baku. Trasa przebiegała bez przeszkód, jawka szła jak czołg choc to ze bylem juz 200km od domu- troche dziwnie sie z tym czułem. Ludzie z samochodów czesto z podziwem spogladali w kierunku załadowanej jawki ktora jedzie cały czas w kierunku północnym. Jarocin, pleszew.. aż w koncu przed poznaniem zjazd w kierunku na miejscowosc pniewy do zaufanej miejscówki na nocleg. Ponownie około 4 rano na drugi dzien pozbierałem wszystko i ruszyłem w trase. Przed piłą przystanek na hamuburgera, i jak zawsze podziw- nawet kelnera i pytania zawsze w stylu- Ty tym ze śląska jedziesz?... Odpowiedz była no jak widac, da sie. Przy takim podeskcytowaniu to nawet bolu pleców nie czuć ani dupy. Myśli sie tylko o fotkach nad samym morzem :)
Za Piłą coraz wiecej lasów, rzadko jakas wioska. Później Szczecinek i poczatek terenów pagórkowatych gdzie było co ogladać. Kołobrzeg? Kilkanaście kilometrów, taki widok wręcz szokował. Wiatraki, korki po drodze jak to juz blisko morza... Koszalin i swiadomosc tego ze jestem juz bardzo blisko, pozniej Kołobrzeg no a z Kołobrzegu na pobliską nadmorską mieścine Dźwirzyno gdzie nie ma takiego ruchu. Wykupienie pola namiotowego na 2 dni czyli do soboty godziny 21:00. Czas nudno zleciał nad morzem, nie myslalem o biwakowaniu tylko o bezpiecznym zrobieniu kolejnych 650km w drodze do domu. Wyruszylem w sobote o 2 w nocy, około 3:20 juz 80km od Dźwirzyna zatrzymała mnie policja na małą kontrole :) Dokumenty, noi nawet dmuchałem. Też sie troche zdziwili ze jestem ze slaska no ale cóż :) Nie pierwsi i nie ostatni przez te kilka dni. Później jadąc troche boczną drogą od krajowej 11 jechałem okolicami drawienskiego parku narodowego. To dopiero raj na ziemi..
Około godziny 7:00 rano zatrzymałem sie przed Wałczem na kawe bo juz poprostu było ciezko. Wypiłem, i jazda dalej. W wałczu mi strzeliła zapinka na łańcuchu, szczęscie ze miałem zapasową. Spowodowane to było tym ze łańcuch musiał byc stale naprezony bo tylna zebatka była juz ściachana, przed wyjazdem nie wygladała ciekawie no ale po takiej trasie jej stan sie o wiele wiele pogorszył. Przed poznaniem zrobiło sie duszno i ciepło i co najlepsze zagotował mi sie olej w skrzyni biegów który wybryzgiwał automatem od zmiany biegów, silnik sie troche zagnoił, ale nie było tego na tyle dużo zebym przerywał jazde i dokupywał olej.W sumie jawka pojdzie nawet bez.. Tylko gorzej ze sprzegłem ktore puchnie, mi i tak puchło od temperatur. Przejechalem cały poznań, bo plan noclegu był az pod wieluniem. Oczywiście co jakis czas kromeczka, jakis hamburger ;) I tak czas nudno mijał, co jakis czas mi sie przysypiało ale nie usnałem. Pod wieluniem (130km od domu) bylem około 21 gdzie tam nocowałem, pojadłem. Na drugi dzien wyjechałem około godziny 15, dojezdzajac do czestochowy złapała mnie wielka ulewa ktora, gaznik sie napił wody. Przeczyscilem wszystko co mozliwe, na koncu wymienilem swiece az ruszyła. Czas mi zleciał praktycznie do 22 z groszami bo jeszcze wczesniej bylem w centrum handlowym zeby schowac sie przed tym deszczem, a pozniej uruchomienie jej po ulewie. Dzien wczesniej łańcuch mi ładnych pare razy na drodze spadł wiec naciagłem go tyle ile sie, ale wszystko z rosadkiem. Bałem sie o wałek zdawczy, ktory miał troche luzu juz tez przed wyjazdem ale było okej. Około 23:30 strzeliła mi zapinka łańcucha (ostatnia) a stało sie to 30km przed domem. Zadzwoniłem po transport (samochód) który zjawił sie po jakis 30 minutach, wszystko załadowane do bagaznika... Mozna powiedziec ze trasa zaliczona w 98%.
dziki-gon.blog....
www.polskajazda...