Рет қаралды 6,409
„Czymu nima dżymu, czyli burza u Żuża”
Zamieszczam fragmenty występów z 1971 roku.
Kliknij “Subskrybujesz”
Pierwotnie tytuł programu brzmiał „Quo vadis pieronie?”, co oczywiście odnosiło się do Gierka. Jak można się domyślić, wywołało to ogromne poruszenie - do Estrady zadzwonił członek Biura Politycznego - Szydlak, mówiąc „My tu ciężko pracujemy, a wy nam w robocie przeszkadzacie. Trzeba to zmienić. Aurelia Siwa, redaktor z Poznania, która jeszcze w czasach studenckich związana była z kabaretem Klops, wspomina z rozbawieniem: „Podczas studenckiego obozu w Zieleńcu, TEY-owcy® wybrali się do kawiarni. Racząc się przy stoliku lokalnymi specjałami, postanowili podręczyć nieco kelnerkę, która kompletnie nie chwytała ich lotnego poczucia humoru - a nie opuszczało ich ono na krok. W ramach dowcipu, zagaili ją w poznańskiej gwarze, sądząc, że nie zrozumie, co mówią - „a czymu nima dżymu?”, kelnerka nie podłapała dowcipu, najpewniej, zupełnie nie miała pojęcia, o co młodym gościom chodzi (?!), powtarzali więc - jak mantrę - ten sam zwrot za każdym razem, kiedy podeszła”. Cóż, jej nie rozbawili, ale siebie owszem, a tytuł przeszedł do historii, jako pierwszy oficjalny program TEY®.
Scena skrzypiała - to stwarzało sporo problemów, bo kiedy TEY-owcy® maszerowali, ta zgrzytając, skutecznie zagłuszała ich słowa. Obok założycielskiego duetu - Zenka Laskowika i Krzysia Jaślara, inauguracyjny występ uświetnili profesjonalni aktorzy. Z ich powodu pierwszy występ odbył się późnym wieczorem, o 22:00, bo aktorzy musieli skończyć pracę w Teatrze Nowym i dojechać na miejsce.
Kliknij “Subskrybujesz”
Józek Żużu Zembrzuski, pochodzący z Warszawy, ale występujący raczej na deskach poznańskich teatrów aktor, gawędziarz i wyjątkowo charakterystyczna postać pierwszych programów TEY®, choć aspiracje miał duże, a osobowość niezwykle ciepłą i charyzmatyczną, to nie był zwykle wykonawcą ról pierwszoplanowych.
Z tych występów nie zachowało się niestety wiele materiałów. To, co zostało, skutecznie nadgryzł ząb czasu, a i możliwości uwiecznienia czegokolwiek, uwzględniając dostępne wówczas technologie, były niewielkie. Zachowało się kilka materiałów Tadka Osipowicza, który nagrał spektakl na przenośny, radziecki magnetofon Wiesna 2, ma z niego też czarnobiałe negatywy.
Zaczynało się niewinnie, Zenek stawał po stronie widowni przed zasłoniętą, owianą kurzem kotarą z białą kartką, z której strugając niezbyt rozgarniętego, czytał, co mu szef napisał:
„Najpierw powiedz im dobry wieczór! Aha! Dobry wieczór Państwu!” - na sali już rozlegał się śmiech. „Poczekaj na oklaski” - widownia znowu zaczynała się śmiać. Kotara się otwierała i po nim Marian Pogasz wychodził z monologiem Strugarka - cenionego i bardzo znanego w poznaniu artysty.
Była napisana przez Krzysia Jaślara „Ballada o wojnie”, w której po „(…) nie mamy co się bać, bo nad nami czuwa…” pojawiało się „echhh, Kalinka, Kalinka, Kalinka maja…”. Była śpiewana w Klopsie przez Olka piosenka „Skarżypyta” o donosicielach. Były śpiewane przez Jaślara gazetowym językiem „Wyznania miłosne”. „Powitanie ministra”, „Młynek”, w którym Zenek włożywszy do młynka rozmaite śmieci, po zakręceniu korbką wyjmował zeń tracące na wartości, polskie banknoty. „Przezrocza”, podczas których na scenie stał prelegent, opowiadający o kwitnącym budownictwie, w tym samym czasie na rzutniku prezentowane były zdjęcia tak samo kwitnących kobiet. Wyświetlane były bez jego wiedzy za jego plecami. Z jego punktu widzenia, wpatrzona - niczym w obraz - publiczność była zafascynowana rzucanymi przez niego cyframi. Logika każe jednak przypuszczać, że widzów fascynował bynajmniej nie jego monolog. Był „Kosz”, w którym Zenek i Wojtych wyjmowali z kosza odrzucone teksty, mamrocząc „Aaa, tego nie będziemy mówili”. Puenta prowadziła do fragmentu „a co zaś się tyczy”, który budził potężny aplauz publiczności, słusznie odczytującej aluzję do pracownika Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego i prezydenta Poznania o wiele mówiącym nazwisku - Stanisław Cozaś. No i zgrabnie wpleciony w całość, sprawdzony już dorobek kabaretu Klops - skecz „Portmonetka”, „Monika” czy „Góralka”.
Program trwał równe dwie godziny. Choć do pękającej w szwach sali było daleko, a profity ze sprzedaży biletów, które kosztowały 30 złotych nie powalały na kolana, to był to dobry początek. Kilogram szynki, choć i tak nie dało się jej kupić, kosztował w 1973 roku 90 złotych - tyle, co trzy bilety. Butelka wódki natomiast, jakoś ze dwa bilety. Laskowik i Jaślar za jeden występ dostawali natomiast po 175 złotych.
Cztery ostatnie występy Kabaretu Tey® odbyły się w Filharmonii w Częstochowie. Ostatnie w historii TEY-a® wyjście na scenę w (prawie) pełnym składzie miało miejsce 7 maja 1989 roku.
Kliknij “Subskrybujesz”
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Blue Room Productions jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
media@kabarettey.com
kabarettey.pl