Рет қаралды 2,356
Opis: Nagranie NA ŻYWO. Z przedstawienia “ Humor , skecz,piosenka i ktoś z Warszawy “ . Scena Kabaretu Tey®, ul Masztalarska, Poznań.
“Quo Vadis pieronie”
Pech chciał, że apogeum cenzorskich szlifów przypadło dokładnie w czasie, kiedy TEY® rozpoczął sceniczne podboje. W okresie lat 70. aktywnie działało około pół tysiąca cenzorów. A że władzy było wciąż mało, jej żądne kontroli ramiona rozpościerały się coraz szerzej. Do tego stopnia, że w połowie lat 70. cenzurą objęte zostały nawet sceniczne utwory mimiczne (nie da się tego napisać nie śmiejąc się w głos).
Partia chciała czuć się pewnie i bezpiecznie. Mniej analizujący obywatele być może faktycznie nie podawali słyszanych słów w wątpliwość, wierząc w zapewnienia o wielkim prosperity, do którego Polska zmierza. Większość jednak i tak wiedziała swoje. Co z tego, że w wieczornym dzienniku i kronice filmowej mówiono o gospodarczych sukcesach, skoro gołe haki w mięsnym mówiły co innego?
Podczas każdego programu dla cenzora musiały być zarezerwowane dwa miejsca, zwykle z boku w trzecim lub czwartym rzędzie. Dlaczego dwa? Do dziś nikt tego nie odgadł. Cenzor zasiadał na jednym z nich ze swoją (pokreśloną) wersją scenariusza w dłoni i sprawdzał, czy faktycznie TEY® trzyma się wytycznych i wszystko idzie zgodnie z planem. Zwykle nie szło. Zaczynali z przytupem „Witamy smutnych panów z cenzury i w pierwszym rzędzie witamy wszystkich siedzących”. Publiczność pękała ze śmiechu, i tylko owi „smutni panowie” musieli trzymać fason, powstrzymując unoszące się w uśmiechu kąciki ust przed zdradzeniem, że ich też to bawi.
TEY® i cenzura to bardzo burzliwy związek. Funkcjonowali obok siebie, zazębiając się i wzajemnie na siebie wpływając. Choć można się z tej relacji zdrowo obśmiać, to wynikło z niej jednak również wiele zła. Zdarzały się smutne historie, które burzyły życie. Czyjaś kariera, utrata pracy, zmiana zawodowej drogi…
W jednym z programów miał znaleźć swe miejsce tekst „Quo Vadis pieronie”. To była piosenka, której treść, zupełnie-nie-przypadkiem, nawiązywała do Edwarda Gierka.
Autorem tekstu był duet Laskowik - Jaślar. Przypisany do TEY-a® cenzor - Edward Pawlak, zobaczywszy tekst wzdrygnął się, nie do końca wiadomo, czy z wściekłości czy przerażenia. Przekreślił go na ukos w całości. To oznaczało, że musiał go wysłać do Warszawy na ulicę Mysią 5 (jeśli cenzurowane były pojedyncze słowa, nie trzeba było tego robić). Poważne ingerencje były włączane do przeglądu ingerencji cenzorskich, które Pawlak przygotowywał dla członków Biura Politycznego Partii oraz premiera i to nie kto inny, jak cenzor decydował o tym, co trafi wyżej, a co zostanie „zamiecione pod dywan”. W tym przypadku tekst poszybował w trybie niecierpiącym zwłoki kanałem wojskowym do władz centralnych. Droga przemierzającego kolejne biurka tekstu była kręta i wyboista - rozpoczęła trasę w dłoniach Edwarda Pawlaka, zahaczyła o Główny Urząd KPPiW w Warszawie, trafiła do Komitetu Centralnego i tam - pechowo - wpadła prosto w ręce towarzysza Jana Szydlaka, który to miał całkiem bliskie i serdeczne relacje z samym Edwardem Gierkiem. Gorzej trafić się nie dało. Szydlak natychmiast nakazał „Zamknąć TEY®!”, ale na tym nie poprzestał: „Wyrzucić dyrektora Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego! Wyciągnąć konsekwencje w stosunku do Sekretarza do spraw Propagandy KW!”. Ponieważ źródło decyzji ulokowało się na drabinie partyjnej raczej wyżej, niż niżej, trudno było sprawę zamieść pod dywan. Znaleziono więc inny sposób. Zrzucono winę dalej , znajdując kozły ofiarne.
Rykoszetem dostał niestety jednak również Krzysztof Jaślar, którego twórczość w efekcie afery objęta została całkowitą cenzurą... „(…) ze względu na szkodliwość polityczną utworów Krzysztofa Jaślara (…), nie należy dopuszczać do żadnych publikacji tego autora” . Chcąc nie chcąc, z tą chwilą współpraca Krzysztofa z kabaretem TEY® musiała się zakończyć.
( Fragment książki Tadeusza Osipowicza “Kabaret Tey® - Z tyłu sceny”).