Pod wspólnym dachem, przy wspólnym stole, Przy świetle lampy co wabi ćmy Krążą gdzieś myśli w oddzielnych światach I o czym innym każde z nas śni W twojej wędrówce gdzieś tam w dolinie Przytulnej cichej jak puchu garść Czas znacznie wolniej niż u mnie płynie Syty i słodki jak leśna barć Ja idę górą, a ty doliną Choć kiedyś wspólny mieliśmy szlak Nie przypuszczając, że lata miną, A wszystko nam się odmieni tak Ja idę górą, gdzie na krawędzi Łatwo się potknąć i skręcić kark I choć się trudno było tu dostać Bardziej to lubię niż miejski bar