Zgadzam się co do tego, że ludzie są źródłem problemów- pracuję w zespole z osobą, która otwarcie mówi, że nie lubi nowości/zmian. Dla niej każda zapowiedź zmian wywołuje jedną reakcję: przewracanie oczami, wzdychanie i opór. Dopiero, kiedy nie ma wyjścia, zaczyna korzystać z nowych narzędzi i rozwiązań. Uważam, że wynika to z dwóch rzeczy: jej braku kompetencji (boi się nowych narzędzi, bo ma problem z nauczeniem się ich obsługi) i braku motywacji. Jeśli wdrożenie zmian poskutkowałoby poprawą wyników, a to z kolei zwiększyłyby jej wynagrodzenie, byłaby bardziej otwarta. Aktualnie pracujemy nad poprawą jednego parametru i ona mówi otwarcie "po co mam to poprawiać, skoro nic nie będę z tego miała? Będę musiała bardziej przyłożyć się do pracy, poświęcić na nią więcej energii, ale nie zarobię więcej, więc nie chce mi się angażować.". Taką postawą zniechęca innych do angażowania się, bo drwi z tych chętnych do zmian i wiele osób czuje się przez to jak lamus. Ma trochę racji (poprawimy wynik, to jedyne co uzyskamy to korzyść dla szefa i podniesienie "poprzeczki" dla nas), aczkolwiek uważam, że o ile poprawa jednego wskaźnika niewiele zmieni, o tyle poprawa kilku z nich to już silny argument w negocjowaniu stawek. Nawiasem mówiąc, ta sama osoba narzeka na zarobki i z zawiścią (!) patrzy na każdego, kto zarabia więcej. Jednocześnie nie doszkala się, nie uczy niczego nowego. Kiedy proponuję, żeby grupowo wybrać się do szefa negocjować zmianę warunków (taka to już organizacja, że indywidualnie trudniej negocjować), kręci nosem, bo boi się, że szef zacznie wnikliwiej przyglądać się naszej wydajności. Nie dogodzisz, ale podsumowując- takie twarde głowy są ogromnym problemem podczas optymalizowania czegokolwiek i nie sądzę, żeby systemowe zmiany jakoś tu pomogły. Taki typ człowieka, że wszelkie rozmowy uświadamiające i szkolenia będzie trywializować