Miasto moich dziadków, po części i moje bo chodziłem tu do 3 klasy szkoły podstawowej, ale były to lata świetlne temu. Dziadek był zegarmistrzem, mieszkaliśmy akurat w rynku, który pamiętam jeszcze z czasów, kiedy wyłożony był "kocimi łbami", odbywał się tam co tygodniowy targ, było też wtedy wielu handlujących Żydów ubranych w tradycyjne ubiory. Pamiętam jak kobiety prały bielizny ( kijankami) na pomostach na rzeczce tuż za mostem. Pamiętam , że w rynku był młyn z tzw. "Kieratem", który poruszany był siłą koni zaprzęgowych, była piekarnia do której babcia zanosiła przygotowane do wypieku ciasteczka kruche. Mało tego, pamiętam, że nad stawem (" Buksa" ? ) był duży bielony wapnem szalet publiczny, a nie było wtedy jeszcze kanalizacji. Wodę mieszkańcy rynku czerpali z hydrantów napędzanych siłą ludzkich mięśni. Dawne gimnazjum, które mieściło się w parku, a do którego tuż po wojnie uczęszczała moja mama. Strzelisty kościół z widocznym z daleka dużym zegarem, który kiedyś naprawiał akurat mój dziadek. Oj , bardzo wiele wspomnień łączy mnie z Rykami i mam do tego miasteczka duży sentyment, choć jestem urodzonym Radomianinem. P.s. Serdecznie pozdrawiam mieszkańców Ryk. P.s I jeszcze mała ciekawostka. Gdy miałem ok. 12-13 lat, kąpiąc się z bratem w rzece tuż przy lesie ( "Postoła" czy jakoś tak się na niego mówiło ) , skaleczyłem się w udo o coś ostrego. Co to było ?? Było to skrzydło dużej bomby ( niewypał ) z drugiej wojny światowej. Przyjechała milicja, saperzy i na wozie drabiniastym wyłożonym sianem wywiezli tą bombę nie wiem gdzie, ale na pewno daleko, może nawet do dęblińskich saperów. W lesie bawiąc się w lesie, nad lejem po bombie wykopaliśmy z bratem ok. 40-50 pocisków do działa przeciw lotniczego. Wyobrażacie sobie minę moich rodziców, kiedy ich o tym "odkryciu" powiadomiliśmy ??