Рет қаралды 7,186
Jest 23 czerwca 1961 roku , ze szkoły podstawowej nr 17 w Lublinie w piękną pogodę wyrusza wycieczka do Kazimierza Dolnego , która okaże się niezwykle tragiczną w skutkach w zdarzeniu . Z tej szkoły wyjeżdża około 50 uczniów był to kwiat ówczesnej szkoły byli to najzdolniejsi uczniowie i w nagrodę pojechali do Kazimierza żeby troszeczkę odpocząć co się tam wydarzyło zobaczycie w filmie.
Przed wyjazdem plan jednodniowej wycieczki do Kazimierza Dolnego został zaprezentowany dyrektorce szkoły w programie było zwiedzanie baszty , wejście na Górę Trzech Krzyży , zwiedzanie rynku i spichlerza, ostatnim punktem była kąpiel w Wiśle.
Autokar szkolny przyjeżdża do Kazimierza Dolnego około godziny 11 , gromada dzieci w znakomitych humorach zwiedza kolejno piękne zabytki miasta.
Po godzinie trzeciej , zmęczona zwiedzaniem i upałem wycieczka jedzie autokarem na plażę niedaleko kamieniołomów i PTTK by wykąpać się w Wiśle.Dzieci rozłożyły na plaży kocyki, część z nich została na trawie.
Rozmawiali, jedli kanapki, bawili się w berka część spacerowała po płytkiej wodzie.
Nauczycielka zabrała część dzieci by udać się pobliską wysepkę.
Grupka 20 uczniów szła razem z Panią przejrzysta wodą sięgającą do kolan.
Niewielka piaszczysta wysepka oddalona była o jakieś 120 metrów od brzegu.Odgłosy zabaw, śmiechu i powiewu ciepłego wiatru przerywa przeraźliwy krzyk topiącej się dziewczynki, nauczycielka szybko rzuca się na pomoc, gdy tylko udało się ją chwycić dostrzega topiącego się chłopca, którego też uratowała.
Jednak tonących dzieci było coraz więcej, luźny piasek rzeczny zaczął coraz szybciej się zapadać, wciągając w wirującą toń grupkę dzieci.
W miejscu gdzie przed chwilą na niewielkiej wyspie bawili się uczniowie płynął już granatowy nurt Wisły z pojawiającymi się rękami i głowami walczących z żywiołem dzieci, przeraźliwe krzyki dobiegały już tylko z brzegu rzeki.
Obecnie już 70 letni Pan Waldemar był w centrum tragicznych wydarzeń jak relacjonuje : byłem na początku tuż przy Jadwidze H . Zanurzyliśmy się do kolan. Bawiliśmy się , biegaliśmy. Dotarliśmy do niedużej piaszczystej wysepki , około 120 metrów od brzegu. Ktoś wetknął w nią gałęzie drzew. Później - po tragedii - powiedziano nam , że to ostrzeżenie by dalej nie iść. W pewnym momencie - to ułamki sekund - piach zaczął osuwać się nam spod nóg. Wciągnął mnie wir i zalała woda.
Zdarzyłem wcześniej nabrać powietrza . Gdy wypłynąłem , zobaczyłem Basię - piękną dziewczynę. Machała rękami , krzyczała . Uderzyła mnie w ramię. Na moment zdrętwiałem i przypomniałem sobie słowa mamy. Przed wyjazdem powiedziała: "Uciekaj jak najdalej od topielca. Nie daj się złapać, bo pójdziesz z nim na dno". To zdanie uratowało mi życie. Odpływałem, patrząc, jak tonie koleżanka. Za mną mogli być inni, ale nie myślałem o tym. Tak bardzo chciałem dotrzeć na ląd. - Wyszedłem na płytką wodę i spojrzałem na innych. Ci, którzy szli z nami, ale nie wpadli w wir, stali w miejscu jak sparaliżowani.
Krzyczeli niemiłosiernie. Zobaczyłem też rękę wyciągniętą tuż nad taflę.
Luźno pływały dmuchane koła należące do dziewczyn. Na "fosie" - usypanej chyba dla wędkarzy - stały wuefistka i Krysia. Gazety pisały, że Haciuk ją uratowała. Nie widziałem tego, więc trudno mi ocenić.
Do nich płynął - przeraźliwie wrzeszcząc - Henio. Wszystko działo się bardzo dynamicznie. Zacząłem biec do brzegu. Reszta za mną. W pewnym momencie wpadłem do kolejnego zagłębienia, ale szybko z niego wypłynąłem. Nasza wychowawczyni rozpaczała: "Gdzie moje dzieci, gdzie moje dzieci?". Wokół gwar, pisk. Trudne do opisania.
Poszedłem po pomoc.
Na kazimierskim rynku zatrzymuje się autokar z ocalonymi dziećmi, w milczeniu przerażone czekają obserwując otoczenie wokół.
Nauczycielkę Jadwigę Haciuk zatrzymuje milicja w celu wyjaśnień.
Do Lublina zostaje wysłany telegram z informacją o zdarzeniu, po kilku godzinach przyjeżdżają pierwsi rodzice. Nikt w szkole nie wiedział ile i którzy z uczniów utonęli, informacja o tragedii szybko roznosi się po mieście.
Tragedia rozgrywała się także na rynku , gdy przyjeżdżali kolejni rodzice z nadzieją na odebranie swoich dzieci. Jedna z matek gdy wbiegła do autokaru wołała swoje dziecko po imieniu niestety ... cisza . Wokół stojącego na kazimierskim rynku autokaru było pełno gapiów.
iała pierwszych odnalezionych dzieci trafiają do kościoła świętej Anny ponieważ był upał położono je na zimnej podłodze. Straż pożarna rozstawiała sieci próbując wyłowić zwłoki, przy akcji pomagały także jednostki wodne oraz statki przewożące na co dzień turystów.
Jeden z kapitanów skierował śrubę okrętową blisko brzegu do zarośli by umożliwić wypłynięcie zaplątanych pod wodą ciał .
Według relacji świadków po chwili z mętnej toni wyłoniły się niewielkie ciała.
Służby ratownicze wyławiają z Wisły ..................