Najśmieszniejsze, że Clark Kent faktycznie jest w komiksach dokładnie taki, jak mówi ta piosenka. Super gentleman. Super cierpliwy. Niemal nigdy nie wpada w złość. Trudno znaleźć choćby jedną kłótnię Clarka z Lois, choć ona jest przecież mistrzynią w zachodzeniu ludziom za skórę. Dlatego właśnie za najlepszy film o Supermanie uważam ostatni "Man of Steel". Superman traci w nim aurę ideału. Jest niepewny, co powinien zrobić. Już nie robi dokładnie tego, co trzeba w każdej sytuacji, nie pokonuje wroga bez wysiłku. W gruncie rzeczy ideały mają poważną wadę. Nie, nie tą, że nie istnieją (też, ale nie o to chodzi). Tylko tą, że są śmiertelnie nudne.