Рет қаралды 402
Miron Białoszewski. Poeta, z którym miałem problem i w szkole i na studiach. Poeta lingwistyczny, poeta rupieci, poeta egzotyczny, poeta codzienności, poeta rzeczy, duch eksperymentu. Zwykle nie używał wielkich liter, a i pozostałymi zasadami ortografii i gramatyki żonglował swobodnie. Pisał sztuki, reżyserował je, grał w nich, był współzałożycielem eksperymentalnego Teatru na Tarczyńskiej i założycielem Teatru Osobnego. Ale też dramaturgiem, prozaikiem, autorem m.in. "Chamowa", "Szumów, zlepów, ciągów", "Przepowiadania siebie” i najbardziej znanego „Pamiętnika z powstania warszawskiego”. Bo Białoszewski był też poetą Warszawy, znał w niej każdą ulicę i każdą kamienicę. Tęsknił za przedwojenną Warszawą dzieciństwa, ale potrafił polubić w niej nawet betonowe bloki (wiersze baby z bloku - o czym przekonałem się wprowadzając się do blokowiska - to przecież zapis naszej codzienności).
Bałem się tego odcinka. Ale pomysł na niego zaczął się od Anny Sroki-Hryń, która niedawno udowodniła, że nie tylko Ewa Demarczyk potrafi udźwignąć „Karuzelę z Madonnami”. I to co robi Muza Natchniuza Anna w finale… i to co udało nam się odkryć o Mironie w tym odcinku sprawia, że to jedna z moich ulubionych „modnych” opowieści.
Bo tak jak MIRON jestem dziwakiem. I wierzę, że i Wy odnajdziecie w tej „mironczarni” sie-bie. BIE! E?