Mam doświadczenie prawdziwej radości. Utrzymywało się ono (intensywność oczywiście malała) przez kilka tygodni! Paradoksalnie, nie była ta radość skutkiem tego, że coś otrzymałem czego sie spodziewałem lub ten dar mnie zaskoskoczył. Odwrotnie, poszedłem do lekarza po pomoc, po ponownej już (nieudanej?) operacji i jak wcześniej zostałem "odesłany z kwitkiem". Jednak przed wejściem do gabinetu powiedziałem sobie, że niezależnie od postawy lekarza nie przestanę go kochać. Dostałem termin na kontrolną wizytę za pół roku. Gdy wyszedłem, pozostała mi ufność Bogu i wtedy przyszła do mnie ta RADOŚĆ.